LifeFree.pl

Dwie iluzje i „dwie nogi” rodzicielstwa

Tworzymy w umyśle obraz „rodzica idealnego”. I on istnieje. Ale tylko w wyobrażeniach i myślach.
Anna Cygan
Anna Cygan

Najczęściej, gdy planujemy rodzicielstwo lub po prostu zostajemy rodzicami, towarzyszy nam myśl: „nie będę popełniać błędów moich rodziców” lub „ja tak nie będę w mojej rodzinie”, oczywiście najczęściej w opozycji do „trendów wychowawczych” przeszłości, bazując na własnych doświadczeniach tworzymy w umyśle obraz „rodzica idealnego”. I on istnieje. Ale tylko w wyobrażeniach i myślach. W czasie konsultacji rodzicielskich, klienci proszeni o stworzenie wizerunku rodzica idealnego, koncentrują się na dwóch komponentach: pierwszy opisuje rodzica jako osobę, która się nie wścieka, nie przeżywa złości do swojego dziecka, nie krzyczy, adekwatnie reaguje na potrzeby domowników, nie ulega zmęczeniu, na wszystko ma rozwiązanie etc. Ja ten obraz nazywam „matką zen” lub „martwą matką”. I drugi komponent: opisywany, jako „wypływająca z miłości” troska o dobro i ochrona dziecka – czyli, żeby ono też nie przeżywało złości, bólu, cierpienia i absolutnie ani odrobinę frustracji lub innego rozczarowania.

I tu najczęściej zaczynają się „schody”… w dół oczywiście. Bo większość rodziców, często przeżywa, delikatnie mówią, złość z powodu swojego dziecka i nie swojego też. I większość rodziców staje wobec sytuacji, gdy mówi dziecku „nie”, bądź sytuacja nie pozwala na to co dzieciak chce.

Często mawiam, że dzieci potrafią być największym i najdotkliwszym wyzwalaczem reakcji stresowych, a niektórzy rodzice 24 godziny na dobę żyją w stresie, tym dotkliwszym, że to własne dziecko, które dopiero uczy się dbać o siebie, staje się samodzielne i niezależne, a i poznawczo jeszcze dużo przed nim. Nie wie co to lęk przed porażką, błędem, bólem i strachem. A swoje ćwiczenia niezależności i odkrywania siebie dzieci dokonują właśnie w otoczeniu teoretycznie najbezpieczniejszym – w domu, wśród najbliższych. Stąd tak częste komentarze do rodziców od innych opiekunów: „przy nas się tak nie zachowuje”. Jeśli tylko będą miały warunki „bezpieczeństwa emocjonalnego” w domu, nie będą musiały szukać ich na zewnątrz, więc jeśli „trudności” manifestują się w domu, to idzie w dobrym kierunku. Warto to doceniać i dać na to przestrzeń. Ale chyba najpierw konieczne jest to zauważyć… i zaakceptować...

I tak oto pierwsza iluzja rodzicielstwa „pęka”… zdarza mi się szyderczo śmiać z siebie/do siebie mówiąc, że: „już wiem, dlaczego niektóre ssaki pożerają swoje młode” ;-) .

Wejście w role rodzica związane jest z poczuciem ograniczenia wolności i możliwości wyboru, odpowiedzialnością, powtarzalnością, w końcu zmęczeniem, niedostatkiem snu i innymi dyskomfortami emocjonalnymi. Stąd uczucie złości, wściekłości, ba rozczarowania a czasem nienawiści, jest zupełnie normalne. I może być „czute”...

U jednych i drugich złość i frustracja się pojawiają, to naturalne, ba konieczne w pewnych dawkach dla optymalnego rozwoju przede wszystkim dziecka, ale myślę, że rodzica też... To co tragicznego się jednak wtedy dzieje, to zmasowana, dawka wysokich oczekiwań wobec siebie, które w rzeczywistości nie mogą być zrealizowane, bo są oparte na iluzji i fantazjach umysłu, a po nich następuję konsekwentne samo-potępienie. Koło się zamyka, bo potępiając/krytykując siebie – potępiamy/krytykujemy innych. Kluczowa jest tu akceptacja, zauważenie myśli i emocji własnych i dziecka, zobaczenie ich jakby z boku, okiem zewnętrznego obserwatora. I odklejenie się od oczekiwań i żądań. Na rzecz szacunku do odmienności i prośby. Tu przydatna jest świadomość, choć można to określić jaśniej – obserwacja i intuicja wystarczy...

Drugą iluzją jest przemożna chęć ochrony swoich „młodych” przed ich frustracją i cierpieniem, także wynikającymi z popełnianych przez dziecko błędów i nieznajomości konsekwencji działań, często zwykłego niedoświadczenia i nieporadności i w końcu wynikająca z „konfliktu interesów” w relacji rodzic-dziecko. A któż by nie chciał, żeby jego dziecko było zawsze uśmiechnięte i zadowolone, współpracujące i w ogóle „idealne”? Jenak wraz z rozwojem niezależności i samodzielności, następuje coraz więcej dziecięcych: „chcę właśnie to”, „chce inaczej”, „chcę po swojemu”. Często w opozycji do tego, co chce rodzic, kiedy mu odmawia, kiedy potrzeby dziecka nie mogą być zaspokojone natychmiast lub nie tak, jakby ono chciało. I iluzja numer dwa „pęka” - mamy wściekłe, rozżalone, cierpiące dziecko. I całe szczęście. Okazuje się bowiem, że do optymalnego rozwoju, do prawidłowego przebiegu procesu indywidualizacji, konieczny jest pewien poziom frustracji, dopasowany do etapu rozwoju dziecka.

 

Tagi

Ludzie

Anna Cygan

Anna Cygan

Trener
Pedagożka, trenerka rozwoju osobistego, założycielka Pracowni Droga Do Domu w Sosnowcu. Wspiera dzieci i dorosłych w wyzwaniach codzienności, realizuje także warsztaty dla firm i instytucji z zakresu kompetencji społecznych i rodzicielskich.

Komentarze

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za wypowiedzi internautów opublikowane na stronach serwisu oraz zastrzega sobie prawo do redagowania, skracania bądź usuwania komentarzy zawierających treścia zabronione przez prawo, uznawane za obraźliwe lub naruszające zasady współżycia społecznego.

Warto przeczytać

Joga a Życie: O miłości do ego

Joga a Życie: O miłości do ego

Inspiracje
poniedziałek, 09 maja 2022, 19:58
Porzucanie ego, a raczej mówienie o tym, jest bardzo modne na ścieżce rozwoju duchowego. Co z tym ego nie tak, że ciągle mówimy o wychodzeniu poza nie.
Joga a Życie: O grawitacji, balansowaniu i zaufaniu do siebie

Joga a Życie: O grawitacji, balansowaniu i zaufaniu do siebie

Inspiracje
poniedziałek, 04 kwietnia 2022, 18:53
Kiedy zamykam oczy w Pozycji Góry to czuję, że ciało cały czas pracuje. Odpycham się nogami od podłoża, żeby nie upaść. Napinam mięśnie brzucha, pleców i pośladków, żeby utrzymać stabilną pozycję stojącą.

Zobacz również