LifeFree.pl

O podróży za grosz z ekologią w tle, czyli eko-driving. (1)

Nieopodal ma łące znaleźliśmy płaski kawałek w sam raz na nasze karimaty. Przygotowaliśmy więc spanie i ułożyliśmy się w śpiworach do snu. Nad głowami świecił nam jasno księżyc, w dole szumiała rzeka, a wokół pohukiwały sowy. Podróż, Jedno z moich marzeń.
Ryszard Kulik
Ryszard Kulik

26 kwietnia, czwartek

No i tak się zdarzyło, że z ukochaną Basieńką realizuję jedno z marzeń mojego życia. Jest taki bilet kolejowy, który pozwala w nieograniczony sposób podróżować w Europie przez określoną liczbę dni. Uwielbiam podróże koleją, więc już od dawna marzyła mi się taka wyprawa. Kilka miesięcy temu dostałem zaproszenie, by poprowadzić warsztat w Portugalii w ramach projektu klimatycznego. Początkowo chciałem zrezygnować, bo przecież nie latam samolotami właśnie ze względu na zmiany klimatu, do których samoloty wydatnie się przyczyniają. Ale wpadłem na pomysł, że mogę tam przecież pojechać koleją i przy okazji zrobić sobie wymarzone wakacje. Dostałem 500 euro od organizatorów – w sam raz, by kupić otwarty bilet, którym mogę podróżować przez 10 wybranych dni po całej Europie. Basia postanowiła do mnie dołączyć i tak oto wyruszyliśmy z Katowic w środę 25 kwietnia przed północą na dwutygodniową przygodę.

 

O północy wsiedliśmy do pociągu do Czechowic, by pół godziny później przesiąść się na pociąg do Wiednia. Było dużo miejsca, więc mogliśmy się położyć i trochę pospać. O 7.00 rano byliśmy na miejscu. Zebraliśmy się szybko i od razu znaleźliśmy połączenie do Salzburga. Tam mieliśmy niecałe dwie godziny na zwiedzanie. Pogoda wprawdzie do tego nie zachęcała, bo padało i było tylko 10 st. C, ale co tam. Zostawiliśmy bagaże w przechowalni i ruszyliśmy w miasto.

 

Salzburg to wypieszczona barokowa perełka położona malowniczo nad rwąca górską rzeką i okolicznymi skalistymi wzgórzami należącymi już do Alp. Na jednym z takich wzgórz wznosi się potężny zamek. Ale nas najbardziej zachwycił najdłużej w Europie działający żeński klasztor Nonnberg, do którego prowadziły setki schodów. Zaraz przy świątyni zlokalizowany jest niewielki cmentarz, gdzie chowano zakonnice. Groby są kopczykami ziemi z posadzonymi różnorodnymi kwiatami. Prawdziwe śliczności – od razu widać, że tu rządzą kobiety. A we wnętrzu kościółka mocno średniowieczny klimat: romański półmrok i prostota. Chętnie spędziłbym tam dłuższą chwilę, ale trzeba było wracać. Spieszyliśmy się bardzo, żeby zdążyć na pociąg; ja przodem z dłuższym krokiem, a Basia za mną dziarsko przez czerwone światła, łamiąc przepisy.

 

Kolejny etap podróży to alpejski szlak kolejowy wpisany na listę UNESCO między miasteczkami Chur w Szwajcarii i Torino we Włoszech. Musieliśmy się kilka razy przesiadać i o mało co, a nasz plan podróży rozsypałby się jak domek z kart z powodu drzewa, które zaległo na torach. Mimo godzinnego spóźnienia daliśmy radę dojechać do celu, czyli miasteczka Poschiavo. A po drodze podziwialiśmy fantastyczne widoki: ośnieżone szczyty i kwitnące w dolinach drzewka owocowe. Wszędzie rozrzucone malowniczo niewielkie wioski, spójne architektonicznie i cudnie wkomponowane w krajobraz. Na przełęczy Bernina powyżej 2300 m n.p.m było jeszcze sporo śniegu. Początkowo pociąg wił się serpentynami, podkopami i wysokimi mostami pośród spowitych we mgle szczytów, później przejechaliśmy przez długi tunel na drugą stronę, gdzie ukazało się błękitne niebo i słońce. Prawdziwa transformacja. Aż westchnęliśmy głośno.

 

Na przełęczy przesiedliśmy się do busika pocztowego, bo tory były remontowane. W tym busiku siedzieliśmy sami, nie licząc kierowcy. O tej porze wszyscy już grzali się w domowych pieleszach, a my po zmroku wylądowaliśmy w małym miasteczku w głębokiej dolinie z perspektywą na nocleg pod gołym niebem. Zaraz przy stacji na stromym zboczu zobaczyliśmy niewielki kościółek i w jego kierunku się udaliśmy. Nieopodal ma łące znaleźliśmy płaski kawałek w sam raz na nasze dwie karimaty. Przygotowaliśmy więc spanie i ułożyliśmy się w połączonych śpiworach do snu. Nad głowami świecił nam jasno księżyc, w dole szumiała rzeka, a wokół pohukiwały sowy. Jaka piękna miejscówka.

Tagi

Komentarze

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za wypowiedzi internautów opublikowane na stronach serwisu oraz zastrzega sobie prawo do redagowania, skracania bądź usuwania komentarzy zawierających treścia zabronione przez prawo, uznawane za obraźliwe lub naruszające zasady współżycia społecznego.

Warto przeczytać

Joga a Życie: O miłości do ego

Joga a Życie: O miłości do ego

Inspiracje
poniedziałek, 09 maja 2022, 19:58
Porzucanie ego, a raczej mówienie o tym, jest bardzo modne na ścieżce rozwoju duchowego. Co z tym ego nie tak, że ciągle mówimy o wychodzeniu poza nie.
Joga a Życie: O grawitacji, balansowaniu i zaufaniu do siebie

Joga a Życie: O grawitacji, balansowaniu i zaufaniu do siebie

Inspiracje
poniedziałek, 04 kwietnia 2022, 18:53
Kiedy zamykam oczy w Pozycji Góry to czuję, że ciało cały czas pracuje. Odpycham się nogami od podłoża, żeby nie upaść. Napinam mięśnie brzucha, pleców i pośladków, żeby utrzymać stabilną pozycję stojącą.

Zobacz również