LifeFree.pl

O podróży za grosz z ekologią w tle, czyli eko-driving. (11)

Na tych fundamentach ufundowana jest nasza cywilizacja i kultura. Na zachodzie można natrafić na jej manifestacje i wyraźnie zobaczyć, wokół czego wszystko się kręci. Wokół władzy, a głębiej, wokół tęsknoty za spokojem, spełnieniem, połączeniem, jednością
Ryszard Kulik
Ryszard Kulik

Westchnąłem ciężko, co nie uszło uwadze Basi. No więc jak to jest, mieliśmy się nie spieszyć, czy co? – zapytała z wyrzutem. Oczywiście, że mieliśmy się nie spieszyć, ale jak już jesteśmy tuż tuż i pociąg nam odjeżdża, to robi się żal – odpowiedziałem. Nie było dramatu, następny pociąg mieliśmy za pół godziny. Ale te pół godziny naprawdę robi różnicę, gdy plan jest napięty… No więc, jak to jest z tym spieszeniem się?

 

Gdy jechaliśmy do Hanoweru, to okazało się, że nasz pociąg ma spóźnienie i nie zdążymy na najbliższy pociąg do Goslar. Dramatu nie było, bo po godzinie mieliśmy kolejny, tylko że Quedlingburga nie zobaczymy w tej sytuacji za dnia, a i z poszukiwaniem noclegu w terenie po zmroku nie jest łatwo. Tak oto paręnaście sekund spóźnienia na pociąg ze Spiry spowodowało lawinę obsuw czasowych, które poddały w wątpliwość nasze dzisiejsze zamierzenia. Siedzieliśmy więc na dworcu w Hanowerze, zamiast podziwiać kolejne atrakcje.

 

Ale bardzo dobrze się stało. Niemiecka precyzja, której jakoś nie uświadczyliśmy w tym kraju na kolei, bo regułą było spóźnianie się wszystkich pociągów, bezwstydnie obnażyła moje podejście do rzeczywistości. Zaliczyć najszybciej największą ilość atrakcji. Czyż nie jest to przejaw nadmiernej konsumpcji, czyli czegoś, co sam piętnuję wokół? Gdy tak siedziałem bezczynnie na ławeczce na wielkim dworcu, powoli odpadały ze mnie kolejne warstwy iluzji. Nie zobaczę miasteczka Wernigerode, nie zachwycę się Goslarem, nie pospaceruję wąwozem górskiej rzeki nieopodal Thale. Nic z tego, bo siedzę na dworcu w oczekiwaniu na spóźniony pociąg.

 

Mimo wszystko dość łatwo pogodziłem się z tymi wszystkimi stratami. Przed nami był Quedlingburg, a wcześniej przesiadka w Goslarze, którego nie zdążymy zwiedzić. Gdy się tam znaleźliśmy było po 19.00. Mieliśmy parę minut do kolejnego pociągu. I wtedy wszystko mi się poukładało. Przecież wcale nie musimy jechać dalej. Goslar jest pod wieloma względami podobny do Quedlingburga, a jutro będziemy mieć stąd bliżej do Lubeki! Po co jechać dalej, skoro możemy spokojnie już teraz mieć to, czego oczekujemy.

 

Tak oto zostaliśmy w Goslarze i niespiesznie udaliśmy się na zwiedzanie zabytkowego centrum oraz romańskiego pałacu cesarskiego. Miasteczko było niewielkie, więc niemal od razu byliśmy na starówce. Ta zaś składała się z uroczych kamienic i domków budowanych metodą szachulcową. Większość z nich pokryta była kamiennymi łupkami układanymi jak łuski. Dachy i elewacje nie różniły się zasadniczo, dając specyficzny efekt jednolitej formy, również kolorystycznie. Dla kontrastu tu i tam domy pozostawiono w postaci muru pruskiego. A wszystko to raczej nierówne, koślawe, powyginane. Kąty proste pozostały na papierze, a w rzeczywistości króluje niedoskonałość, do której mimo wszystko da się dopasować drzwi i okna. Oprócz kamieniczek Goslar posiada kilka kościołów romańskich. Ale po Spirze nic już nie jest w stanie mnie szczególnie zachwycić. Patrzę przychylnie na te wszystkie cudeńka, ale jestem już romańsko nasycony.

 

Prawdziwą perłą Goslar jest jednak pałac cesarski, tzw. pallatium, które zachowało się w nienaruszonym stanie. Jest to podobno największa budowla świecka tamtych czasów. Ciekawe, że monumentalne były raczej kościoły, a siedziby władców ustępowały im wielkością. Ten pałac raczej im nie ustępuje. Posiada przy tym oczywiście wszystkie cechy stylu romańskiego. Tutaj, pośród tych wzgórz 1000 lat temu znajdowało się centrum Europy. Stąd rządzili najpotężniejsi władcy ówczesnego świata. Ich potęga manifestowała się w postaci budowli, które po sobie zostawili: pałaców, kościołów, murów obronnych. A teraz my siedząc przed tymi niezwykłościami, zajadamy sobie kolację w poczuciu bezpieczeństwa budowanego na fundamencie zjednoczonej Europy. To były też ich wizje, choć próbowali je wcielać w życie siłą i przemocą. Musiało się to źle kończyć. I kończyło się źle. Dzisiaj bardzo dobrze o tym wiemy i dlatego staramy się nie budzić demonów z przeszłości, szanując swoje odmienności i powściągając pragnienie władzy absolutnej.

 

Powoli zaczęło się ściemniać, udaliśmy się zatem w kierunku lasu, naszej sypialni na najbliższą noc. Gdy do niego doszliśmy, było już prawie ciemno. Niewielkie wzgórze porastały sosny, dęby i buki. Widać było, że teren upodobali sobie rowerzyści. My w końcu zboczyliśmy ze ścieżki i zatopiliśmy się w gąszcz zarośli. Tam rozłożyliśmy karimaty i śpiwory na naszą ostatnią noc w tejpodróży.     

Komentarze

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za wypowiedzi internautów opublikowane na stronach serwisu oraz zastrzega sobie prawo do redagowania, skracania bądź usuwania komentarzy zawierających treścia zabronione przez prawo, uznawane za obraźliwe lub naruszające zasady współżycia społecznego.

Warto przeczytać

Joga a Życie: O miłości do ego

Joga a Życie: O miłości do ego

Inspiracje
poniedziałek, 09 maja 2022, 19:58
Porzucanie ego, a raczej mówienie o tym, jest bardzo modne na ścieżce rozwoju duchowego. Co z tym ego nie tak, że ciągle mówimy o wychodzeniu poza nie.
Joga a Życie: O grawitacji, balansowaniu i zaufaniu do siebie

Joga a Życie: O grawitacji, balansowaniu i zaufaniu do siebie

Inspiracje
poniedziałek, 04 kwietnia 2022, 18:53
Kiedy zamykam oczy w Pozycji Góry to czuję, że ciało cały czas pracuje. Odpycham się nogami od podłoża, żeby nie upaść. Napinam mięśnie brzucha, pleców i pośladków, żeby utrzymać stabilną pozycję stojącą.

Zobacz również