LifeFree.pl

O podróży za grosz z ekologią w tle, czyli eko-driving. (3)

Ten kawałek drogi był prawdziwym wyzwaniem dla naszego poczucia bezpieczeństwa. Babcia zapominała wyłączać kierunkowskazy, nerwowo operowała gazem, a na koniec zdjęła okulary.Kolejny kierowca okazał się przypalającym trawkę młodym lwem, ...
Ryszard Kulik
Ryszard Kulik

28 kwietnia, sobota

Wstaliśmy o 7.00 i bez śniadania poszliśmy podziwiać Awinion w dziennym świetle. A słońce zaiste świeciło tak, jakby naładowało właśnie baterie. Most był ciągle zamknięty, więc poszliśmy penetrować papieskie ogrody. O tej porze dnia nie było jeszcze turystów, więc czułem się niemal jak Papież przechadzający się samotnie pośród oczek wodnych, drzew i kwiatów. I tylko nieopodal przemykała jakaś czarnowłosa niewiasta. Gdy dotarliśmy na dworzec, okazało się, że nasz pociąg nie odjedzie, ponieważ francuscy kolejarze strajkują. No i plan się nam posypał. Co by tu teraz zrobić? Poszliśmy na dworzec autobusowy w poszukiwaniu połączenia do Carcassonne. Znaleźliśmy autobus jadący do Barcelony, którym moglibyśmy podjechać kawałek, ale jak chciałem kupić bilet, to okazało się, że jest tylko jeden. Pozostał nam autostop.

 

Ponownie przeszliśmy miasto w drugą stronę i ustawiliśmy się na wylocie drogi. Miejsce nie było najlepsze, ale mimo to wkrótce zatrzymała się dziewczyna i podrzuciła nas parę kilometrów dalej. Tam po pół godzinie zatrzymała się starsza pani. Nieco rozklekotanym autem zabrała nas pod Montpellier. Ten kawałek drogi był prawdziwym wyzwaniem dla naszego poczucia bezpieczeństwa. Babcia zapominała wyłączać kierunkowskazy, nerwowo operowała gazem, a na koniec zdjęła okulary. Tak czy owak dojechaliśmy. Kolejny kierowca okazał się przypalającym trawkę młodym lwem, który swój wewnętrzny chaos manifestował nerwowością za kierownicą. Przeklinał innych kierowców, to znów śmiał się rubasznie. Z ulgą, choć też z wdzięcznością wysiedliśmy z jego samochodu po zrobieniu kilkudziesięciu kilometrów.

 

Jest coś wyjątkowego w kierowcach zatrzymujących się „na stopa”. Następny, który nas zabrał, wyszedł z samochodu na bosaka. Z tyłu w foteliku siedział jego czteroletni synek Luigi. Po raz kolejny odbyliśmy tradycyjną podróżniczą konwersację: co jest twoim celem podróży, skąd jesteś, co robisz, czy już byłeś we Francji/Polsce... Czy jest w tej rozmowie miejsce na coś więcej? Czy zależy to tylko od czasu podróży? Nie przepadam generalnie za tymi rozmowami. Ale z drugiej strony dobrze sobie z nimi radzę. Wysiedliśmy 5 km od Carcassonne, ale nie chciało nam się iść pieszo, więc pomachaliśmy ponownie. No i zatrzymał się hippisowski camper. Na pokładzie był pies, zatem najpierw musieliśmy zaskarbić sobie jego przychylność. Gdy formalności stało się zadość, wsiedliśmy do tego dziwnego wehikułu i po kilku minutach byliśmy u celu podróży.

 

Stare miasto zajmuje rozległe wzgórze. Już pierwszy rzut oka daje wrażenie, jakby się było w bajce albo jakby się przeniosło w czasie o tysiąc lat. Z jednym wyjątkiem: ktoś pomalował lub nakleił oczojebne żółte pasy na zamkowe mury i wieże, symulując rozchodzące się po wodzie kręgi. No i co to ma być? Moja miłość do średniowiecza i romańskiego stylu jest silniejsza, więc i tak jestem zachwycony klimatem cytadeli. Ale nie tylko ja/my jesteśmy zachwyceni. Podobno ściąga tutaj w ciągu roku 3 mln turystów. Wprawdzie teraz na szczęście jest ich trochę mniej, ale i tak w wąskich uliczkach ledwo co można się zmieścić. Tym bardziej my z wielkimi plecakami. Idziemy więc przycupnąć na ławce i tam dzielimy się zwiedzaniem: jedno czeka przy bagażach, drugie z aparatem spaceruje po miasteczku. Wewnątrz murów znajduje się zamek, kościół i mnóstwo domeczków mieszczących knajpki, stragany i mieszkania. Niektóre z nich są stare bardzo, ale nie mają takiego klimatu jak całość. Niemniej jednak włóczenie się po rozlicznych zakamarkach jest wielce przyjemne. Szczególnie kościół robi wrażenie swoją gotycką strzelistością i pięknymi witrażami, również w postaci mandalowych rozet.

 

Tak się nam podoba to wszystko, że postanawiamy zjeść kolację w średniowiecznych okolicznościach i pozostać gdzieś w pobliżu na noc. W przytulnej restauracyjce chowamy się w środku przed wiatrem i chłodem, który niespodziewanie nadszedł zewsząd. Za 11,6 euro (na osobę) zjedliśmy sałatkę (Basia), zupę cebulową (ja), pizzę i gałkę lodów na deser. Do tego dostaliśmy butelkę wody gratis podaną w gustownej flaszce po winie. (Gdyby też u nas kranówa była tak poważana...).

 

Zaczęło się ściemniać, więc powędrowaliśmy na okoliczne wzgórza, by poszukać miejsca do spania. Znalazłem kilka ciekawych miejscówek, ale najwięcej punktów zdobyła kamienna szopa nieopodal pola winogron. Wiało tak mocno, że wiatr budził we mnie jakieś pierwotne lęki. Schronić się gdzieś w spokojnym miejscu – oto najwyższy priorytet. Szopa nadawała się do tego idealnie. Była czysta i miała nawet trochę słomy, którą rozłożyliśmy pod karimaty. Ale zanim ułożyliśmy się do snu, raz jeszcze poszliśmy na wzgórze, z którego jak na dłoni rozpościerał się widok podświetlonej cytadeli. Patrzyliśmy z Basią na ten obraz w milczeniu przez dłuższą chwilę.

Carcassonne i tego typu miejsca żyją w zbiorowej wyobraźni jak abstrakcyjne idee. Są odrealnione, symboliczne i ikoniczne. Aż tu oto stoimy twarzą w mur. To, co nierzeczywiste staje się namacalne. Marzenie się spełnia, idea urzeczywistnia. Już nie ma możliwości, by tułać się bezkarnie po zakamarkach własnej wyobraźni. Jest tylko to, co jest. Czasami niesie to ze sobą rozczarowanie, a czasami po prostu urealnienie i jakiś głębszy spokój. A więc to tak? Tak to wygląda! Poczucie zwyczajności – oto rezultat konfrontacji. Ja często doświadczam, że to, co sobie wyobrażałem, w rzeczywistości jest mniejsze. Tak też jest i tym razem. Carcassonne w realu jest jakieś mniejsze. Teraz, gdy na nie spoglądaliśmy, było zupełnie małe. I takie piękne. Basia zapytała, co mnie w tym widoku tak fascynuje. Odpowiedziałem, że prostota i elegancja. Choć to wszystko zostało wybudowane przecież po to, by bronić tego, czego nie ma…

Tagi

Komentarze

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za wypowiedzi internautów opublikowane na stronach serwisu oraz zastrzega sobie prawo do redagowania, skracania bądź usuwania komentarzy zawierających treścia zabronione przez prawo, uznawane za obraźliwe lub naruszające zasady współżycia społecznego.

Warto przeczytać

Joga a Życie: O miłości do ego

Joga a Życie: O miłości do ego

Inspiracje
poniedziałek, 09 maja 2022, 19:58
Porzucanie ego, a raczej mówienie o tym, jest bardzo modne na ścieżce rozwoju duchowego. Co z tym ego nie tak, że ciągle mówimy o wychodzeniu poza nie.
Joga a Życie: O grawitacji, balansowaniu i zaufaniu do siebie

Joga a Życie: O grawitacji, balansowaniu i zaufaniu do siebie

Inspiracje
poniedziałek, 04 kwietnia 2022, 18:53
Kiedy zamykam oczy w Pozycji Góry to czuję, że ciało cały czas pracuje. Odpycham się nogami od podłoża, żeby nie upaść. Napinam mięśnie brzucha, pleców i pośladków, żeby utrzymać stabilną pozycję stojącą.

Zobacz również