Będąc całe dotychczasowe życie ekstrawertyczką, czasem wręcz skrajną, doświadczam czegoś dla mnie bardzo dziwnego. Zupełnie nagle i nieoczekiwanie, dopadła mnie introwersja. Znienacka, z dnia na dzień. Na pewno jest to etap jakiegoś procesu, ale przyszła pewna środa, kiedy wbiło mnie w ziemię.
Kocham ludzi i jestem od nich uzależniona, bez kontaktu usycham. Aż przyszedł odwrót. Potem zniknął i na nowo przychodzi falami. Chce być sama. SAMA. Ale nie jest to podszyte niechęcią i nie powiedziałabym, że jest to „ludziowstręt”. Raczej jako takie zwrócenie do środka, gdzie inni nie są już tak niezbędni. Jakieś nasycenie się ludźmi, nakarmienie jakiegoś głodu, nadrabianie zaległości i braków, wypełnianie dziury. Nastąpiło. Ustało.
Miałam i mam pewne opory przed dzieleniem się tak osobistymi przemyśleniami. Mówiłam sama do siebie w myślach: „Co to kogo obchodzi, dziewczyno, co Ty tam w środku >w Czesiu< przeżywasz?” Piszę o tym jednak dla tych, którzy są zaskoczeni i żeby mogli sobie pomyśleć: „O, ulga, nie jestem sam”. I stąd też ten tekst. Ja też tak czasem mam. Napada mnie, czasem mija, czasem nie puszcza. Dla introwertyków klasycznych, to jest pewnie oczywista oczywistość i jakiś totalny banał. Może bądźcie jednak czujni, bo gdzieś za rogiem czyha na Was ekstrawersja?! Dla mnie jest to odkrycie, ciekawe zjawisko i intrygujący etap. I delektuję się nim też w pewnym stopniu.
I to jest trochę też w kontekście bycia dla siebie łagodnym. Jako uzdrawianie swojego wewnętrznego dziecka i zaklejanie tej dziury w środku, która każe lgnąć do innych. Specyfik, który zabliźnia ranę. Nie mam tego popartego żadnymi badaniami amerykańskich naukowców, to tylko taka moja obserwacja. Gdzieś oczyma wyobraźni widzę taki poziom empatii na wykresie. Od pewnego poziomu jest już „na zielono”. Masz to w sobie. Przestajesz szukać na wewnątrz. I nawet jest przestrzeń na przyjmowanie rad, które tak mnie drażniły. Przestrzeń i na dawanie i na przyjmowanie ich. Przyjmuję teraz nawet te rady z radością, bo to jest czyjaś gotowa strategia, na którą może i ja bym w ogóle nie wpadła. Oszczędność czasu. Inny punkt widzenia i rozwiązanie na talerzu. Jeszcze gdzieś zdarza mi się słyszeć: „Ej, ale Ty mnie słuchaj empatycznie, a nie dawaj rady”. I jest w tym jakiś bunt i sprzeciw. Obserwuję jak powoli to wygasa, w miarę upływu czasu i jak strzałka się wznosi na zielone.
Spieszymy z pomocą, z pomaganiem, z doradzaniem. Ja sama mam u siebie gdzieś wzorce „pomagacza”, i chyba też o te spieszenie się chodzi. Nie spieszmy się – dobra rada cioci Kasi. Ale i nie rezygnujmy z dawania rad, świat potrzebuje konsultantów. Proszę, szukajmy ciągle tego balansu, sprawdzajmy ze sobą i z innymi, czy to jest ok i jak to odebrali. Sprawdzajmy co u siebie nawzajem, ale nie przez „co słychać”. Doradzajmy sobie, ale po upewnieniu się, że ta druga strona właśnie na to czeka. Ekstrawertyk chyba nie zrozumie do końca introwertyka, do czasu, aż sam się nim poczuje.
Dołączam dwie piosenki pięknie wpisujące się w wyżej opisany nastrój i w moim odczuciu łagodzące czas naszych wewnętrznych transformacji.
Świetliki – Nieprzysiadalność
Portishead – Numb