Gdy kochasz życie, wtedy kochasz każdy jego aspekt. Zauważasz, że wszystko jest po coś. Nie ma jednego bez drugiego. Kwiat wiecznie nie kwitnie, drzewa wiecznie się nie zielenią, pojawia się ciemność nocy po to, żeby później jaśniał dzień. Wszystko jest potrzebne. Wszystko jest właśnie takie jak ma być.
Jednak ciągle z sobą walczymy, ciągle nie chcemy zobaczyć naszego cienia. Udajemy, że go nie ma. Wszystko jest w nas i nasiona wszystkiego. I wszystko jest po coś. Tak samo walczymy z przyrodą. Najchętniej byśmy wytruli chwasty, gryzonie, mrówki, kleszcze, zabili dziki, wirusy i bakterie, ścieli drzewa, które są nam nie po drodze, wyrwali kępki trawy z chodnika. Bo przecież wszystko musi być jakieś, ale oczywiście nie takie jak jest, tylko takie jak sobie wymyśliliśmy. W tym ideale nie ma przestrzeni na dzikość, nieprzewidywalne zdarzenia, na złość, na smutek, na żal, na przemoc, na tony wstydu.
Tylko im bardziej nie możemy znieść naszego cienia i oświetlić go światłem naszej świadomości, tym bardziej on się wydłuża, wlecze za nami, a my pozostajemy w nieczuciu. Bo życie to wszystko, a nie tylko słońce i plaża. To bagno, to kompost, to ulewa, to gradobicie. To róża z kolcami, a nie bez. A my mamy ciągle jakąś wizję tego jak wszystko "powinno" wyglądać i chcemy zobaczyć tylko kawałek i to jeszcze na własnych zasadach. Mlecze nie będą miały takiego koloru jak bratki, a dzień takich jakości jak noc. Wszystko jest doskonałe, właśnie takie jakie jest, a gdy zaczniemy zauważać doskonałość w niedoskonałości, to zaczniemy żyć pełnią życia.
Piękno ogrodów i ludzi jest w ich różnorodności.
Bo tylko przez czucie na nowo połączymy się Ziemią.
Źródło: Płynąca z lasami