Mam poczucie, że żyjemy w czasach, kiedy zacietrzewienie w polaryzacjach i skrajnych poglądach stają się strategią na przetrwanie. Przede wszystkim to strategia na przetrwanie systemu, w którym żyjemy. Czerpanie korzyści z podziałów. Im bardziej się podzielimy i udowodnimy swoją rację, tym większy zysk, tym bardziej jesteśmy ważni, tym większą możemy mieć władzę. Racja staje się ważniejsza od relacji. Zagania nas w jakiś ciemny kąt, który tak bardzo zaspokaja potrzeby kosztem innych i połączenia.
Nie znaczy to, że polaryzacja nie powinna mieć miejsca. To naturalne zjawisko, które pokazuje skrajności po to, żeby wiedzieć po jakim obszarze możliwości się poruszamy. W jakiś sposób oznacza teren. Jednak warto wzbić się też na inny poziom - poziom tego, co nas łączy, a nie co nas dzieli. Poziom emocji i poziom potrzeb. Gdy zobaczymy co nas łączy, to co nas dzieli nie będzie już aż tak istotne. Nie będziemy zrywać połączenia, odwracać się od Siebie, generować konfliktów i kolejnych podziałów.
Głęboko czuję, że to czas, w którym podziały będą się bardzo zaostrzały, ale tylko po to, żebyśmy się nimi zmęczyli nimi na tyle, żeby zacząć się znowu jednoczyć. Nasz brak połączenia ze Sobą i Innymi jest odzwierciedlony w naszej relacji z Ziemią jako planetą, ale też dosłownie z ziemią, na które żyjemy. Jesteśmy daleko od Jej lokalnych darów, nasze stopy nie czuły jej od dawna jak i nasze ręce. Grube warstwy betonu też wzmagają to oddzielenie.
Serce też można zabetonować, można wznieść mury, płoty, ogrodzenia i przeciągać linę na swoją stronę, ale można też otworzyć serce i wpuścić do niego Innych w swojej skrajnej inności. Bo jeśli to wpuścimy, to okaże się, że to tylko wierzchnia warstwa, a pod spodem jest bogactwo potencjału dającego nadzieję na połączenie, relacje i dbanie o siebie.
Paradygmat racji odchodzi, choć będzie odchodził z przytupem. Paradygmat relacji już istnieje i rozlewa się w naszych sercach i tworzy sieć połączeń, w której szukamy swojego miejsca na Ziemi.
Źródło: Płynąca z lasami