Pandemia oprócz strachu generuje tony śmieci. Pamiętam, gdy wszystkie obostrzenia się zaczynały poszłam do piekarni jak zazwyczaj ze swoim workiem. Pani, która bez pandemii co chwila zakładała plastikowe rękawiczki jednorazowe i je wyrzucała po to,żeby za chwilę założyć nowe, zapakowała mi pieczywo do dwóch moich worków, po czym oznajmiła, że do trzeciego już nie zapakuje, bo ona w ogóle według nowych zasad do swoich worków pakować nie powinna. Odpowiedziałam Jej na to,że pandemia i ten plastik to jedno i to samo. To tylko odzwierciedla nasz stosunek do przyrody.
Od wielu tygodni jesteśmy na wojnie. Na wojnie z koronawirusem. Ciężko walczymy oczywiście, żeby koronawirusa zabić. Bo takie jest nasze podejście do przyrody. To co nam przeszkadza, wywołuje dyskomfort niszczymy. Zabijamy chwasty. Trujemy mrówki. Strzelamy do dzików. Ciagle tkwimy w starym jak świat przemocowym schemacie. Pozbyć się. Unicestwić. Walczyć. Walczyć oczywiście w imię szczytnej idei. Tym razem tą ideą jest bezpieczeństwo. Ciekawe bardzo,że ta walka w imię bezpieczeństwa wywołuje tyle strachu. Dopóki nie wyjdziemy ze schematu wojny, niewiele się zmieni w naszym świecie. Możemy też walczyć w imię ekologii. Ja nie chcę.
Ja chcę rozmowy. Częścią rozmowy jest słuchanie. Warto posłuchać , jaką wiadomość ma dla nas wirus, po co się pojawił. Możemy go zacząć truć i zabijać jak mrówki albo pobyć trochę z nim i się uodpornić. Wtedy poczujemy bezpieczeństwo. Ani rękawiczki, ani maseczki, ani hektolitry płynu do dezynfekcji poczucia bezpieczeństwa mi nie dają. Dają mi natomiast poczucie straty. Straty związanej z coraz większym oddalaniem się od Ziemi i od siebie nawzajem. Straty związanej z utraconą szansą na dialog na rzecz kolejnej wojny.
EDIT: Nie namawiam nikogo do zdejmowania maseczek, niezakładania rękawiczek i niedezynfekowania rąk. Namawiam do samodzielnego myślenia i do refleksji, czy paradygmat walki jest wspierający dla nas i dla Ziemi.
Źródło: Płynąca z lasami