Jak myślimy o bohaterze opowieści to łączymy go najczęściej z siłą, która od niego emanuje. Czym jest siła o której myślimy i której tak bardzo potrzebujemy? Czy nie rozumiemy jej mylnie często chcąc sprostać zewnętrznym standardom, zewnętrznej ocenie lub wrażeniu jakie wywołujemy? Bardzo wielu mężczyzn ale i kobiet dorastało w środowisku w którym krytykowane było okazywanie emocji, zranienia, otwartego serca w postacie łez i innych tak zwanych słabości. Wzmacniając przez lata tylko pewne części swojej osobowości stali się skuteczni, odpowiednio wykształceni i dobrze zarabiający ale wewnętrznie „wysuszeni” i rozdarci. Wysuszeni swoją samotnością, brakiem głębokich relacji z bliskimi i sobą samym. Bo nie jest łatwo akceptować siebie w pełni tylko przez pryzmat wewnętrznego krytyka, rodzica, swojej pracy czy zawodu.
Można zarabiać naprawdę dobrze albo być skutecznym w pracy ale finalnie gdy wracamy pod wieczór do swojego domu przed snem zawsze spotykamy się sami ze sobą. Kontaktujemy się wtedy ze swoim ciałem, emocjami i dokonujemy niejako bezwiednie wewnętrznego podsumowania. Nasze ciało, emocje i serce wysyła nam impulsy których nie da się oszukać i przed którymi nie jesteśmy w stanie uciec. I wtedy na koniec dnia okazuje się czy czujemy głęboką satysfakcję, radość i wewnętrzne ciepło czy pustkę, rozdrażnienie i znudzenie.. A to co czujemy zależy przede wszystkim od tego na ile czujemy się spójni ze sobą całym.
Ta wewnętrzna spójność to świadomość swoich potrzeb, pragnień i tęsknot, to głęboka akceptacja także tego na co dzień nieakceptowanego. A te części nas, które są niewygodne, słabe i zranione najbardziej potrzebują tej akceptacji. Dopiero doświadczając takiego otulenia siebie tak jakbyśmy chronili małego bezradnego człowieczka w sobie wyciągamy rękę do poczucia swojej autentyczności, pełni i wyjątkowości. Takie przeżywanie siebie w pełni, poczucie że nie muszę niczego ukrywać to postawa całkowitej przyjaźni dla samego siebie. Dopiero z tego miejsca możemy być przyjaciółmi także dla innych ludzi, być obdarzonymi i umieć obdarzać przyjaźnią i miłością.
Gdy pozwalamy sobie dostrzegać w tych impulsach swoje głębokie tęsknoty i pragnienia otwieramy się na to kim naprawdę jesteśmy, co chcemy zrealizować i zrobić ze swoim życiem. Głębokie poczucie misji, wagi i wartości tego co robimy są niezbędne jeżeli pragniemy doświadczać spełnienia i poczucia realizacji.
Jeżeli nikt Cię nie chwalił do tej pory za to, że robisz coś z pasją i ogniem w sercu to czas zacząć samemu się chwalić i rozniecać ten ogień. Wydaje się, że pasje są w nas niejako zapisane niczym kod DNA w nasionach drzew, powodując że korzenie i korona rozpościerają się, rozrastają i w końcu kwitną.. Rozpoznanie i odczytanie swojego wewnętrznego kodu wydają się kluczowe do rozniecenia tego wewnętrznego płomienia.
W wielu baśniach i mitach pojawia się motyw rycerza, który wyrzeka się swojego dziedzictwa i wiedzie tułacze życie. Miecz i oręż symbolizuje w tym przypadku działanie w zgodzie z wewnętrznym darem, talentem i żarem. Nikt nas tego nie uczy w szkołach i z rzadka w domach. Wiedziemy więc tułacze życie dopóki nie spotkamy kogoś kto nas zainspiruje i komu pozwolimy wewnętrznie się przemienić i otworzyć. W opowiadaniu rycerz sięga w końcu po swój miecz i wyrusza w drogę lub staje do walki. My potrzebujemy przekuć swój wewnętrzny ogień i tęsknotę w działanie. Sięgnięcie po swój dar i życie w zgodzie z nim w metaforze baśni przedstawione jest właśnie przez wydobycie zakopanego lub zakurzonego w piwnicy miecza.
Przeszkody i trudności z którymi mierzy się każdy bohater opowieści opowiadają o kolejnych deficytach i niedoskonałościach z którymi my też mierzymy się na co dzień. Strach, wstyd i lenistwo to niektóre z nich i nasze działania będą nie pełne dopóki nie uda nam się przekuć tych deficytów w odwagę, dumę i wewnętrzną dyscyplinę.
Wyprawa do Peru
Niedawno wróciliśmy z wyprawy „Szlakiem Inków. Głos Twojego Serca” do Peru. Była to wędrówka wewnętrznego bohatera bo wymagała spojrzenia sobie głęboko w oczy i swojej wewnętrznej prawdzie. Gdy wchodziliśmy do inkaskiego szałasu potów zwanego tamazcal to musieliśmy zostawić na zewnątrz swój status, pieniądze i tytuły. W zupełnej ciemności pozbawieni tego co namacalne mieliśmy tylko ziemię, ogień i pieśni których słuchaliśmy i które nuciliśmy. Gdy siadaliśmy do kręgu żeby spotkać się ze sobą ważne stawało się to co prawdziwe, szczere i autentyczne. Tak zaprzyjaźnialiśmy się sami ze sobą, na powrót uczyliśmy się ufać sobie takimi jakimi jesteśmy i temu głosowi który w nas pulsuje.
Warsztaty i ceremonie które nam towarzyszyły były okazją żeby otwierać się na język swojego serca, emocji i ciała. Pozwaliśmy prowadzić się swojemu ciału i jego mądrości. Tej mądrości, która poprzedza lata naszego życia i sięga także dalej do tego co zostało nam przekazane przez naszych przodków. Każdy przyjechał z innym pytaniem i potrzebą ale każdy miał wiele okazji żeby usłyszeć swoją tęsknotę i głęboko siebie samego.
Nie zawsze było nam łatwo. Noclegi na przełęczach powyżej 4500 metrów n.p.m., zimno i góry testowały naszą determinację ale też ożywiały wyobraźnie, pobudzały komórki i naszą energię..
Po wielu dniach wróciliśmy do Cusco miejsca z którego zaczynaliśmy trekking i wędrówkę. Tacy sami a jednak inni, wzbogaceni o nowe doświadczenia i wewnętrzne odkrycia. Dodaliśmy kolejną cegiełkę w budowaniu swojej wewnętrznej, prawdziwej siły i akceptacji. Krzysztof
„Brałem udział w podróży do Peru, podróży która nazywa się podróżą w głąb serca i rzeczywiście, tak tę podróż odebrałem. Przepiękna przygoda podzielona na trzy części. W pierwszej części mieliśmy trekking po górach, gdzie największe wrażenie wywarło na mnie przejście przez przełęcz gdzie mieliśmy przepiękny widok na jezioro i obóz, który wydawał się mały jak ziarnko piasku.
Podczas tej podróży mogliśmy się wyciszyć, spojrzeć w siebie oraz poznać się z innymi uczestnikami przygody, co później wykorzystaliśmy podczas warsztatów w przepięknym ośrodku. Mogliśmy porozmawiać szczerze o swoich problemach, co nas boli i spróbować wyleczyć rany które mieliśmy w swoim sercu. Zakończenie przygody - ceremonia szałasu wywarła na mnie ogromne wrażenie i pozwoliła tak naprawdę domknąć całą wyprawę. Jestem wdzięczny za tę podróż ponieważ pozwoliła mi się niesamowicie wyciszyć.” Paweł, jeden z uczestników.
Nasz kolejny taki wyjazd w męskim duchu w październiku.
W głąb pustyni i w głąb siebie. Sahara, Maroko.
https://wyprawy-rozwojowe.pl/wyprawa/maroko/