Widziałam siebie jako osobę, która powinna emanować spokojem, radością i uduchowieniem.
Wpoiłam sobie, że taka ma być nauczycielka jogi.
Nie pomyślałam, jak może to rzutować na moich uczniów. A w zasadzie oczekiwałam, że oni też dobrze, żeby emanowali co najmniej spokojem i radością.
Nie za bardzo pasuje, żeby pozwolić sobie i innym na: złość, gniew czy lęk. Przecież nie po to praktykujemy jogę…
W HST uczę się przeżywania wszystkich emocji bez wypierania ich i poczucia wstydu.
Skąd wiedzieć, kiedy jest spokój, kiedy nie znasz niepokoju? Skąd wiedzieć, kiedy jest radość, kiedy nie znasz smutku. Skąd wiedzieć kiedy jest akceptacja, kiedy nie znasz niechęci?
Przeżywanie całego spektrum sprzecznych emocji u siebie i u innych dało mi poczucia bycia w prawdzie. Czy nie na tym polega dojrzałość?
Spokój też tam jest. Nabrał jednak innej jakości. Tylko wtedy jest prawdziwy, kiedy nie przykrywa się nim tak zwanych „trudnych” emocji.
A co joga o emocjach? A no sporo. Na macie, w sali ćwiczeń i w grupie pojawia się ich całe spektrum. Niektórzy lubią czuć zakwasy i będą się złościć, kiedy każe się im trwać w pozycji przez 5 minut i rozluźniać.
Inni uwielbiają rozciągać się pasywnie w leżeniu i będą się złościć, kiedy każe się im zrobić praktykę mocno angażującą mięśnie. Na macie uczymy się siebie.
Wystawianie się tylko na przyjemność i relaks odbiera osobom praktykującym możliwość rozwoju.
Rozwój ten następuje przez zmierzenie się z własną niewygodą, niepewnością i trudnością. Nabieramy odporności na niewygody, niepewności i trudności, które spotykają nas w życiu, poza matą.
A to jest moja prawdziwa misja jako nauczycielki jogi. Dać ludziom przestrzeń do poznania prawdy o sobie. Zachęcić do przeżywania ambiwalencji.
W HST uczę się akceptować te pozorne sprzeczności u siebie i u innych.
Przepływ takiej energii podczas praktyki pomaga wszystkim praktykującym uczyć się od siebie nawzajem.
Joga nie zawsze będzie przyjemna. Zmierzenie się z tym co nieprzyjemne pozwoli uczniom się rozwijać. Jak w życiu…