Ponad trzy lata temu mój syn dostał się na farmację. Cholernie ciężki kierunek, mnóstwo wiedzy, kiedyś alchemicznej, czarodziejskiej, zaś dzisiaj zagarniętej przez koncerny farmaceutyczne. Marzył od dziecka o mieszaniu chemicznych półproduktów w różnych z resztą celach. Całkiem niedawno znalazłam w jednej ze skrytek miskę białego proszku, który był mieszanką cukru pudru, saletry i Bóg wie czego jeszcze. Prototyp bomby zapewne, na szczęście dom stoi jak stał.
Przygrywka miała wiele taktów.
Był magikiem day by day.
Tancerzem.
Iluzjonistą.
Mistrzem calisteniki.
Piromanem.
Lekarzem intuicyjnym.
Kucharzem.
Domowym chemikiem.
Ale finalnie wybrał farmację. A rodzina całe wieki temu wybrała go na lekarza.
Taki zdolny.
Tak szybko zapamiętuje.
Taki samozdyscyplinowany.
Taki idealny na pana doktora.
Wyjechał na studia 300 km od domu, ale i tak dopadł go rodzinny hejt. Rodzinne zapotrzebowanie na spełnianie własnych niespełnionych nadziei, ambicji i marzeń.
„Apap będziesz sprzedawał?”
„Zginiesz w tych korporacjach!”
„Marnujesz swój talent!”
Sporo czasu mi zajęło, by usłyszeć, że robię to, co robili moi rodzice. Własnymi nieprzerobionymi przekonaniami zabieram dziecku prawo do jego własnych marzeń. Do jego własnego życia.
Co mi do jego życia? No co?
A że mnie to męczyło, pochyliłam się i wlazłam do rodzinnej stajni Augiasza. Warto było, naprawdę!
Bądź ambitny!
Bądź lepszy!
Ja wiem lepiej!
Bądź kimś!
To nie jest prestiżowe!
Ile zakopanych głosów, które przemawiały i przemawiają przez mnie.
Wszystkie historie, które znam i których wysłuchuję.
O Aldonie, która prasuje bluzki dzieciom tylko z przodu (ja w ogóle nie prasuję), bo przecież muszą jakoś wyglądać.
O Danielu, nastolatku z zaburzeniami psychosomatycznymi, bo nienawidzi się uczyć, a rodzice go pchają na studia.
O Adrianie, która czwarty raz z rzędu zdaje maturę, bo MUSI się dostać na studia.
O Karolu, który mówi matce, że chce zostać fryzjerem i słyszy, że to zawód dla nieuków.
A wszystkie o tym samym. O zabieraniu prawa do marzeń, do własnego życia, do bycia sobą.
Myślisz, że to łatwe dzisiaj? Być sobą? Iść za marzeniami? Nie mieć komercyjnego zawodu albo skończonej szkoły? Jeśli Cię obdarzono pyskatą naturą, dasz radę wykrzyczeć światu, że to Twoje życie. Twoje marzenia. Twoje ideały. Nie dasz się uwięzić w klatce oczekiwań, ocen i nieprzyjęcia.
Niestety, to kosztuje.
Cena bywa wysoka.
Bulimia, anoreksja, depresja, nerwica natręctw, otyłość, myśli autodestrukcyjne. Ucieczka z domu. Ciąża. Ślub za plecami rodziców. Wyjazd za granicę.
Byle mieć swoje.
Byle dalej.
Byle udowodnić.
Byle nie słyszeć
Byle nie z nimi.
Ale oni nadal są we mnie, dopóki nie zobaczę kim jestem naprawdę.
Kilka lat temu straciłam własne dziecko. Dziś odzyskuję dorosłego syna, który wywalczył własne życie, a tym samym nauczył mnie, co znaczy stawać się sobą.
Mamo, Tato, nie jestem Twoją historią. Jestem własną legendą.