LifeFree.pl

O podróży za grosz z ekologią w tle, czyli eko-driving. (5)

Ryszard Kulik
Ryszard Kulik

30 kwietnia, poniedziałek

Do Lizbony dotarliśmy około 8.00. Poszliśmy w miasto z plecakami na plecach. Jakoś byłem sceptycznie nastawiony do stolicy Portugalii, a tu niespodzianka. Weszliśmy bowiem w kwartał ciasnej zabudowy ulokowanej na zboczu góry. Pięliśmy się więc po stromych schodach i krążyliśmy po wąskich uliczkach. Prawdziwy labirynt. Domy zupełnie inne niż te, które do tej pory widziałem. Przede wszystkim wiele fasad wyłożonych jest kolorowymi płytkami. Użycie glazurowanej ceramiki jest jak się okazuje specyfiką tego kraju. Podobnie jest z wszechobecnym brukiem, który również jest glazurowany i do tego biały. Z powodu dużych różnic wysokości w mieście działają windy i specjalny tramwaj kursujący w górę i w dół po stromej ulicy. My weszliśmy pod górę o własnych siłach. Tam znaleźliśmy ławkę, gdzie usiedliśmy, by podziwiać widok miasta z góry.

 Wczesnym popołudniem pojechaliśmy do pobliskiej Sintry, uroczego miasteczka z cudną przyrodą, górami i zamkami. I tradycyjnie mieliśmy problem z przejściem przez bramki na dworcu. Zanim pokonaliśmy tę barierę, jeden pociąg mam uciekł. Na kolejny czekaliśmy 40 min. W Sintrze nie mogliśmy również opuścić peronu z oczywistych powodów. Zresztą nie my jedni – jakiś chłopak w desperacji przeskoczył barierkę, która nie należała do niskich. My z ciężkimi plecakami czekaliśmy niecierpliwie naciskając na "zielony przycisk" na zmianę z przyciskiem SOS. W końcu bramka ni stąd ni zowąd się otwarła i uwolniła nas.

 Nad Sintrą górują zamki i pałace w scenerii fantastycznej przyrody: potężnych drzew, kwitnących kwiatów, bluszczu, skał i ogromnych głazów. Pięliśmy się mozolnie w górę po schodach i po krętych dróżkach, aż dotarliśmy do zamku Maurów. Za 8 euro od głowy weszliśmy do środka, czyli na pozostałości murów i wież, by podziwiać widoki rozpościerające się aż po ocean. Następnie udaliśmy się do położonego na pobliskiej górze pałacu Pena. Ten zabytek, a właściwie zbytek znajduje się dokładnie po drugiej stronie wartości przyświecających budowniczym zamku Maurów. Te dwa obiekty dzieli nie tylko 1000 lat. Ten pierwszy służył do obrony i jego charakter jest surowy i prosty. Ten drugi to ziszczenie fantazji o romantycznym rozpasaniu i burżuazyjnym przepychu. Król Ferdynand II wybudował sobie rezydencję jak z bajki fantasy i dorzucił do tego równie piękny ogród.

 Za 14 euro od łebka zdecydowaliśmy się wejść w tę przestrzeń. Najpierw poszliśmy zwiedzać wnętrza. Nie było to łatwe, bo tłumy turystów z jakiś dziwnych powodów chciały tego samego. Najpierw więc staliśmy w kolejce do wejścia, później staliśmy w długiej kolejce zwiedzających poszczególne pokoje. Posuwaliśmy się w tempie kilku kroków na minutę. A może to taki sprytny zamysł organizatorów, by odwiedzający dokładnie się wszystkiemu przyjrzeli. Zatem przyglądaliśmy się dokładnie. Cóż, pokoje i pomieszczenia były małe, ale bogactwo wielkie. Wszędzie bogate zdobienia oraz legendarna glazura zwana azulejos. Moją uwagę zwróciły krótkie łóżka, podobne jak w naszych polskich zamkach i skansenach. Kiedyś ludzie byli chyba niżsi.

 Bryła pałacu jest równie bogata jak wnętrza: zaułki, tunele, przejścia, wieżyczki, tarasy, a to wszystko w otoczeniu kwiatów i egzotycznych roślin. Pięknie, co tu dużo mówić. Chciałoby się zapytać: jakim kosztem? Pytam się więc siebie, co wystarcza. Co wystarcza nam? Cały swój dobytek mamy na plecach (nie licząc tego, co zostawiliśmy w Polsce). Miejsce do spania to dla nas las. Gdy tłumy turystów wykruszają się jak włosy na mojej łysinie, najpierw korzystamy z toalety dla niepełnosprawnych, by zmyć dzisiejszy kurz i pot, a następnie wędrujemy po lesie, by znaleźć odpowiednie miejsce.

 Nie musieliśmy iść daleko, bo idealna lokalizacja objawiła się na przeciwległym wzgórzu, pośród ogromnych głazów, wiekowych sosen i cedrów (chyba). Cudowne miejsce. Z jednej strony widzieliśmy, jak słońce zachodzi, zatapiając się w oceanie, a z drugiej górował nad naszymi głowami pałac Pena za chwilę pięknie oświetlony przez reflektory i czuwający nad nim księżyc w pełni. Chyba nigdy jeszcze tak nie spałem. Mimo że droga była nieopodal, samochody wkrótce przestały jeździć i zapanował spokój i cisza przerywana jedynie skrzeczeniem sowy. To była bardzo senna noc.

Tagi

Komentarze

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za wypowiedzi internautów opublikowane na stronach serwisu oraz zastrzega sobie prawo do redagowania, skracania bądź usuwania komentarzy zawierających treścia zabronione przez prawo, uznawane za obraźliwe lub naruszające zasady współżycia społecznego.

Warto przeczytać

Joga a Życie: O miłości do ego

Joga a Życie: O miłości do ego

Inspiracje
poniedziałek, 09 maja 2022, 19:58
Porzucanie ego, a raczej mówienie o tym, jest bardzo modne na ścieżce rozwoju duchowego. Co z tym ego nie tak, że ciągle mówimy o wychodzeniu poza nie.
Joga a Życie: O grawitacji, balansowaniu i zaufaniu do siebie

Joga a Życie: O grawitacji, balansowaniu i zaufaniu do siebie

Inspiracje
poniedziałek, 04 kwietnia 2022, 18:53
Kiedy zamykam oczy w Pozycji Góry to czuję, że ciało cały czas pracuje. Odpycham się nogami od podłoża, żeby nie upaść. Napinam mięśnie brzucha, pleców i pośladków, żeby utrzymać stabilną pozycję stojącą.

Zobacz również