"Dekolonizacja wymaga od nas odzyskania sensu naszych opowieści, własnego sposobu mówienia. Wymaga od nas również przemyślenia koncepcji takich jak inkluzywność i wykroczenia poza nie. Kiedy mówimy "inkluzywny, prawdziwe jest również jego przeciwieństwo, wykluczający. Inkluzywność to słowo oferowane niczym pozbawiona owoców gałązka oliwna. Nie oznacza tego, co chcemy, żeby oznaczało, za to oznacza zbyt często kryjącą się za nim intencję. Wygląda jak bezwartościowy podarunek, kiedy mówimy inkluzywność, a mamy na myśli "jeżeli zainteresujesz się moją sprawą, możemy walczyć razem". Albo: "pozwól, że powiem ci, o co walczymy, a będziesz mogła się przyłączyć. Kiedy mówię: "Zapraszam cię", mam na myśli to, że stół w moim domu jest już nakryty i możesz przyjść, jeżeli masz ochotę. Słowa te mogą byc miłe w odniesieniu do uroczystego obiadu, ale nie jest to sposób na zawieranie koalicji. (...)
Musimy przestać oferować asymilację i zamiast tego dążyć do pełnej szacunku wymiany idei. Musimy wyjść ze swojej strefy komfortu, wykroczyć poza swoje ideologie i wejść w szczerą komunikację na temat prawdziwego życia i przeżywania go.
Kiedy mówię: "Czy możemy razem zjeść?", mam na myśli: "Czy możemy stworzyć tę rzecz, ty i ja, my? Czy możemy współpracować, współdziałać, współtworzyć?".
Musimy wyjść poza proces kolonizacji, żeby znaleźć słowa, które oznaczają to, co mamy na myśli; musimy przestać mówić: "Zapraszam cię do wzięcia udziału w moim procesie". Zamiast tego musimy pytać: "Co musi zostać zrobione? Jak powinnyśmy się do tego zabrać? I czy możemy zrobić to razem?".