Tak się składa, że dziś przypada Międzynarodowy Dzień Szczęścia… oj, przepraszam, miałem wrzucić ten tekst 20 marca, ale nie zdążyłem, dziś gdy piszę te słowa o 5 rano, jest już 21 marca, może to i pierwszy dzień wiosny, choć za oknem jeszcze śnieg nie odpuszcza, ale już nie „światowy dzień szczęścia”. Ale nie dajmy się zwariować, jak dla mnie i ufam, że również dla Ciebie, każdy dzień powinien być dniem szczęścia! Także z tej okazji kolejnego dnia Twojego Życia, który może być Dniem Twojego Szczęścia, choćby i nie międzynarodowego tylko lokalnego, domowego, a nawet cichego, proponuję: przyjmij ode mnie życzenia szczęścia i radości na co dzień! Pomyśl przez chwilę czym są dla Ciebie szczęście i radość, bo samo wysłanie strumienia energii w tę stronę przybliży Ci ten jakże pożądany stan. Jeśli jak ja ufasz, że szczęście jest tym większe, im bardziej nim dzielimy się z innymi, napisz proszę w komentarzu, czym jest dla Ciebie szczęście i… najważniejsze: nie zwlekaj, zrób już dziś coś miłego dla siebie, by doświadczać więcej szczęścia . Ja zaś na zachętę opowiem czym jest szczęście dla mnie.
Szczęście to dla mnie robienie tego, co kocham i cieszenie się tym, co mam i czego doświadczam. Wielkie szczęście daje mi ojcostwo, budowana od pierwszych dni relacja głębokiej więzi z córeczką, choćby, to jak Rozalka siedzi na moich kolanach, na moich ramionach, daje mi buziaka z nosidła na moich plecach i czuję, że jest jej dobrze i bezpiecznie. Dużo radości daje mi też spotykanie innych ludzi i dzieci, razem świetnie się bawimy i mam łatwość wyczuwania na przykład w autobusie, który z tych dajmy na to 58 osób nadaje na ciut podobnych wibracjach i nie traktuje życia zbyt poważnie. Zazwyczaj się odnajdujemy .
Oczywiście szczęście to też robienie tego i owego, co nas wzmacnia. Dla mnie będzie to choćby przytulanie, jazda rowerem, taniec, czytanie pięknej książki... A jak nam brakuje tego poczucia szczęścia, jednym ze sposobów podniesienia siebie na duchu jest właśnie praktyka śmiechu. Drugim praktyka medytacji. W jodze śmiechu doświadczamy syntezy pierwszego i drugiego. A już razem w fajnej grupie warsztatowej to o tę syntezę najprościej!
I jeszcze jedno i to będzie całkiem ważne: szczęście dla mnie to przede wszystkim stan ciągłego zaufania. Że będzie dobrze. Że nie muszę wszystkiego rozumieć. Że daję zgodę by było „po bożemu”, a nie „po mojemu” czyli tak, jakby mój umysł chciał. Ja tak żyję od lat. Nie wiem czy wystarczająco ludzi zgłosi się na moje warsztaty za 2 czy 3 miesiące by mój budżet jakoś się skleił. Nie wiem teraz pisząc ten tekst w marcu czy jakaś firma, szkoła, uniwersytet czy szpital zechce coś u mnie zamówić w maju czy czerwcu bym poczuł przepływ obfitości. Wiem też, że mam stałe koszta prowadzenia firmy, „sprawiedliwie” identycznie niemiłosierny dla wszystkich drobnych przedsiębiorców ZUS i kilka rachunków, które trzeba co miesiąc płacić, nie mówiąc już o potrzebie utrzymania całej rodziny. Wiem, to nie jest proste by tak swobodnie płynąć na szerokim oceanie. Ale wiem też, że jest to możliwe. Wystarczy zaufać, że Opatrzność, jakkolwiek ją rozumiemy, zadba o nas. I, że tak czy inaczej, zawsze coś wpadnie do garnuszka, tak bym mógł dalej cieszyć się robieniem tego, co kocham, a moja rodzina miała co jeść, a i zazwyczaj też by na piękne podróże starczyło. To, że mogę sobie pozwolić na takie zaufanie Opatrzności bierze się również, jeśli nie przede wszystkim, z zaufania do siebie, że mam zdrowe ręce, dobre serce, silne nogi i świeży umysł i mogę robić tyle różnych rzeczy z pisaniem życzeń i rozwożeniem pizzy na rowerze włącznie, że na pewno tak czy inaczej dam radę.
Wielu ludzi trzyma się etatowej pracy, którą średnio lubi, by mieć poczucie bezpieczeństwa. I woli profilaktycznie nawet nie zaryzykować spełniania swojego marzenia, bo przecież mogłoby się nie udać. Ja próbowałem kiedyś przez krótki czas etatu, by szybko się przekonać, że szkoda mi życia na przesiedzenie przy biurku wszystkich słonecznych godzin. Stąd wybieram tę pozorną niepewność robienia swojego teoretycznie bez gwarancji czegokolwiek poza podatkami.