Z pustego i Salomon nie naleje. Po prostu. Zacznijmy od siebie. Z obserwacji moich własnych i otoczenia, z reguły właśnie jest odwrotnie. Próbujemy dawać empatię najpierw innym, nawet tam, gdzie jest najtrudniej. Prędzej komuś wrogo nam nastawionemu będziemy próbować okazać empatię, niż samemu sobie. Zastanawiam się nad genezą takiego zjawiska i wciąż odkrywam nowe hipotezy. Może ma to źródło w naszym dzieciństwie i w tym jak byliśmy wychowani? A może w społeczeństwie w jakim wyrastamy? Może czasy? A może te religijne wszystkie klimaty z nadstawianiem drugiego policzka itp.? Wszystko gdzieś w moich przemyśleniach sprowadza się do jednego. Do miłości własnej. Bo w sumie jak mam sobie coś dać, tak cennego, skoro myślę, że nie zasługuję? Albo po prostu nie wiem jak, bo nikt mi tego nie pokazał? Jan Jasia nie nauczył, bo sam nie umiał i babka Jana, i dziadek też nie. Taką postawę wyrabia się poprzez modelowanie. Dawanie przykładu i naśladowanie. Tak uczą się dzieci. Nie przez słuchanie instrukcji i pouczeń.
Podam obrazowy przykład z własnego doświadczenia i obserwacji. Chociażby z minionego tygodnia. Poszłam do dentysty. Usuwanie ósemki. Ostatniej już, bo trzy poprzednie już zostały chirurgicznie usunięte. Nie mieściły się w szczękę i nie miały miejsca się wybić. Ta jedna jedyna wyszła, myślałam, że sobie zostanie, ale jednak nie. No i okazało się, że nie muszę do chirurga szczękowego tylko mój dentysta to zrobi. Ja w ogóle lubię rozmawiać o zębach i znam też kilka takich osób, które ten temat jakoś kręci i fajnie jak tak zawsze możemy sobie porozmawiać. Są osoby, które tematu nie ciągną, mówią yyyy i może też niektórzy z Was już przestali czytać ten tekst kilka zdań wyżej. No więc siedzę na fotelu, ząb znieczulony, akcja w toku. Nastawiałam się psychicznie już kilka dni. Ja się dentysty nie boję, więc przyszłam w miarę rozluźniona i w dobrej kondycji psychicznej. Siedzę, nie napinam ciała. Nie napinam szczęki, ani nie zaciskam pięści. Dłonie rozluźnione i wprowadzam świadomie rozluźnienie do ciała oddechem. Wiem, że to pomoże i że cała akcja przebiegnie po prostu szybciej. I nagle czuję jak kręci mi się w głowie. Zauważam, że moje ciało daje mi sygnał. Właśnie nastąpił ostry wyrzut adrenaliny do krwi. Daje mi sygnał, żebym się zaopiekowała sobą. W głowie pojawia się na ułamek sekundy myśl „muszę być twarda, muszę wytrzymać”. Ale czy naprawdę muszę? Nie jestem na wojnie, nie walczę o przetrwanie. Jestem w dobrych rękach. Odpuszczam tę napinkę, aby nic po sobie nie pokazać. Odczytuję więc sygnał z ciała i postanawiam działać. Mówię o tym dentyście. Opuszcza mój fotel głową w dół, pani asystentka kładzie mi zimny okład na czole. Przypominają mi o oddechu, chwilę rozmawiamy, trochę żartujemy. Kiedyś usłyszałam: „Głowę możesz oszukać, ciała nie oszukasz”. Mimo, że umysł był spokojny, ciało odebrało całe to rwanie jako zagrożenie i uruchomiło szereg wrodzonych mechanizmów. Dałam temu całemu procesowi po prostu zaistnieć. Dostałam ciepłe słowo, czas. Wyglądali nawet na szczęśliwych, że mogą się mną zająć. Po chwili wszystko wraca do normy i wracamy do akcji ekstrakcja i dwie minuty później wyskakuje ząb. Gdy zeszło znieczulenie nie czułam żadnego bólu, rana goi się jak na psie.
Nie mam poczucia, że zrobiłam wokół siebie „cyrk”. Jestem wdzięczna sobie, swojemu ciału, naszemu dobremu kontaktowi. Dałam sobie prawo do okazania słabości i dałam sobie 5 minut.
Dziękuję Ci Kasiu.