LifeFree.pl

O podróży za grosz z ekologią w tle, czyli eko-driving.(2)

To był jakiś wypasiony hotel, zwróciliśmy uwagę wszystkich swoim wejściem, plecakami. Zapewne nie wyglądaliśmy na potencjalnych gości. Recepcjonistka z nieodłącznym uśmiechem podarowała nam mapę, a boy hotelowy zdecydowanie otworzył drzwi, byśmy już wyszli
Ryszard Kulik
Ryszard Kulik

27 kwietnia, piątek

Wstaliśmy wcześnie, bo o 5.45. Dopiero świtało. Spakowaliśmy się sprawnie i w pół godziny byliśmy na stacji gotowi na dalszą podróż. Ponownie wsiedliśmy do busika pocztowego i ruszyliśmy w dół. Mijaliśmy nieliczne kamienne przysiółki wyglądające równie surowo jak klimat tych gór. Większość z nich wydawała się opuszczona. Któż chciałby tu dzisiaj mieszkać? Im bardziej w dół, tym więcej ludzi i cywilizacji. W Torino przywitały nas Włochy z nieco inną architekturą, językiem i zwyczajami. Nasz pociąg jadący do Mediolanu nie miał wody w ubikacji. Nie było też w nim wi-fi, do czego zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Austriacki i szwajcarski porządek zostawiliśmy za sobą. Niestety.

 Mediolan przywitał nas trudnym do opisania ludzkim zgiełkiem i zamieszaniem. Chodziliśmy po ogromnym dworcu jak dzieci bez rodziców, szukając miejsca na pozostawienie bagażu czy kas biletowych. Wszędzie ogromne kolejki. Odstałem swoje, zanim kupiłem miejscówki do Genewy. Gdy wyszliśmy z dworca, pierwsze kroki skierowaliśmy do hotelu, by dostać darmową mapę miasta. To był jakiś wypasiony hotel, więc zwróciliśmy uwagę wszystkich swoim wejściem z plecakami. Zapewne nie wyglądaliśmy na potencjalnych gości. Pani recepcjonistka z nieodłącznym uśmiechem podarowała nam mapę, a boy hotelowy zdecydowanie otworzył drzwi, byśmy już wyszli.

 Basia poszła kupić bilety komunikacji miejskiej, a ja zacząłem studiować schemat metra na mapie. Z jakiegoś nieznanego mi powodu (choć to przecież Włochy) sam schemat był do góry nogami wobec legendy. No i jak to czytać? Czy ważniejsza jest pozycja schematu, czy mapa jako całość? Po wyciągnięciu jedynie słusznych wniosków wybrałem kierunek jazdy i jak się szybko okazało - niewłaściwy. Ech, Italia! Wysiedliśmy na najbliższej stacji i przesiedliśmy się w drugą stronę. Po wyjściu na powierzchnię udaliśmy się na poszukiwanie kościoła Świętej Maryi, gdzie znajduje się fresk Ostania Wieczerza Leonarda. Wprawdzie kościół znaleźliśmy, ale fresku w nim nie było – jak się okazało słynne dzieło mieści się w refektarzu nieopodal. Nie mogliśmy tam jednak wejść, ponieważ tłumy turystów masowo obległy zabytek. Pan z ochrony powiedział nam, że na Leonarda trzeba się zapisać z wyprzedzeniem. Tak, wobec tej informacji puściły mam zwiedzacze i udaliśmy się w kolejne historyczne miejsce, z nadzieją, że będzie mniej popularne. Wybór padł na kościół św. Ambrożego.

 Budowla pochodzi aż z IV w. i w związku z tym wyrasta jak prawdziwy dinozaur pośród modernistycznej zabudowy miasta. Kościół poprzedza kolumnada z placem, gdzie podobno kiedyś udzielano chrztu. W środku zostawiliśmy plecaki na ławce i poszliśmy zwiedzać wnętrze bez obciążenia. Rozglądając się uważnie, odkryłem detale architektoniczne niechybnie wskazujące na motywy pogańskie żywo obecne we wczesnym chrześcijaństwie. A pod ołtarzem głównym znajdowały się doczesne szczątki z wydatnymi szczękami świętego przyobleczone w biskupi uniform.

 Gdy ja odkrywałem zakamarki wczesnego średniowiecza, współczesne służby zlokalizowały nasze plecaki pozostawione samopas. Kiedy wróciliśmy po nie, pan ochroniarz przebierał już nogami, zakładając się pewnie sam ze sobą: jest bomba, czy nie. Widok nasz uradował go bardzo, bo przecież od razu widać, że nie jesteśmy terrorystami. Obiecaliśmy jemu i sobie, że więcej się to nie powtórzy i poszliśmy wolno. Mediolan opuszczaliśmy bez żalu. Ech, te wielkie miasta...

 A tu kolejne przed nami. Tym razem Genewa. Zagościliśmy tam jednak na krótko. Mieliśmy zaledwie godzinę do następnego połączenia. Ale to dobrze, gdyż nigdzie daleko nie trzeba było chodzić. Podreptaliśmy nad Jezioro Genewskie, które już wcześniej podziwialiśmy z okien pociągu. Przycupnęliśmy na małej wysepce, której patronem jest Jan Jakub Rousseau. Tam pod dorodnymi platanami podglądaliśmy ptaki i tęczę sztucznie wywołaną przez fontannę. Genewa to bardzo kosmopolityczne miasto i rzeczywiście ludzi o różnych kolorach skóry widzieliśmy na każdym kroku. Teraz jedziemy do Lyonu pociągiem jak z czasów mojej młodości. Oj, niemłody już ten pociąg i dawno nie widział też prysznica. Szyby są tak brudne, że nie można przez nie robić zdjęć. A widoki za oknem przepiękne. Zaraz za Genewą zaczyna się Francja, choć nie kończą się jeszcze Alpy. Ciągle jedziemy po płaskiej jak stół dolinie, a po jednej i drugiej stronie wznoszą się góry.

 W Lyonie kupiliśmy miejscówki do Awinionu za 10 euro na głowę i pognaliśmy na południe szybkim pociągiem TGV. Zjedliśmy kolację siedząc obok siebie i jednocześnie naprzeciwko dwóch dziewczyn bacznie się nam przyglądających. Basia zrobiła sałatkę z czerwonej kapusty, żeby to jakoś wyglądało. Ja nie miałem skrupułów i skubałem liście ot tak. No i to wszystko z moim chlebem, który przecież też nie wygląda zwyczajnie. A do tego majonez własnej roboty. Tym właśnie żywimy się w podróży.

 Do Awinionu przyjechaliśmy o 21.30 i od razu rzuciliśmy się na stare miasto. To było to, na co czekałem: ciepły wieczór, niewielu już turystów i oświetlone zabytki. Największe wrażenie zrobił na nas Pałac Papieży, którzy przez jakiś czas mieli tu swą siedzibę. Mówi się, że byli tu więzieni. No, w takich warunkach i okolicznościach chyba sam poddałbym się uwięzieniu. A potem krążąc po uliczkach, odszukaliśmy sławny most, który kończy się w połowie rzeki Rodan nie dochodząc do drugiego brzegu. Chcieliśmy na nim zatańczyć, jak w piosence, ale wejście było już zamknięte. Przeszliśmy więc na drugą stronę rzeki nowym mostem i tam poszukaliśmy miejsca na nocleg. Długo szliśmy wzdłuż brzegu, aż w końcu odbiliśmy w głąb wyspy i w niewielkim lasku topolowym z kwitnącym wszędzie bluszczem rozłożyliśmy się do spania. „Piękna miejscówka” - orzekła ponownie Basia.

Tagi

Komentarze

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za wypowiedzi internautów opublikowane na stronach serwisu oraz zastrzega sobie prawo do redagowania, skracania bądź usuwania komentarzy zawierających treścia zabronione przez prawo, uznawane za obraźliwe lub naruszające zasady współżycia społecznego.

Warto przeczytać

Joga a Życie: O miłości do ego

Joga a Życie: O miłości do ego

Inspiracje
poniedziałek, 09 maja 2022, 19:58
Porzucanie ego, a raczej mówienie o tym, jest bardzo modne na ścieżce rozwoju duchowego. Co z tym ego nie tak, że ciągle mówimy o wychodzeniu poza nie.
Joga a Życie: O grawitacji, balansowaniu i zaufaniu do siebie

Joga a Życie: O grawitacji, balansowaniu i zaufaniu do siebie

Inspiracje
poniedziałek, 04 kwietnia 2022, 18:53
Kiedy zamykam oczy w Pozycji Góry to czuję, że ciało cały czas pracuje. Odpycham się nogami od podłoża, żeby nie upaść. Napinam mięśnie brzucha, pleców i pośladków, żeby utrzymać stabilną pozycję stojącą.

Zobacz również