Dolina Baryczy. Kolejna katastrofa ekologiczna. 60 kilometrów śmierci. Tony śniętych ryb. Szukanie winnego. Myślę ,że ten kto to zrobił raczej sam wie. Mnie nie interesuje kto, nie interesuje dlaczego, bo to dla mnie sprawa raczej jasna. To kolejna historia o oddzieleniu. Przede wszystkim o oddzieleniu od własnego czucia i przyrody. Szukanie winnego i nakładanie kar tego nie zmieni. To kolejny krok do ślizgania się po powierzchni i unikania korzenia problemu. Traktujemy przyrodę jak śmietnik, bo nie mamy z nią więzi, bo nie czujemy, bo unikamy odpowiedzialności. Gdybyśmy wywalili śmieci w swoim domu, to by nas poruszyło. A że żyjemy w atomowych rodzinach, betonowych dżunglach i globalnej wiosce, to nas nie porusza. Nie porusza nas to,że nawet większość z tych śmieci posortowane nie są recyklingowane, bo po prostu się ich nie da poddać temu procesowi. Nie porusza nas, bo odjeżdżają i nas ta góra nieprzetworzonych śmieci nie dotyka. Może muszą zacząć umierać drzewa z naszego ogródka, ulubionego parku, najbliższe nam zwierzęta, bliscy ludzie, żeby poczuć? Może my musimy zacząć umierać?To już się tak naprawdę dzieje, więc może tak ma być.
Dla mnie jest ważne to, żebyśmy zaczęli czuć bardziej i patrzeć głębiej, żebyśmy przestali używać Ziemi jako ujścia do zaspokojenia naszych zachcianek bez jakichkolwiek konsekwencji, żebyśmy zanim postawimy nowy dom, się zastanowili, czy on jest na prawdę potrzebny, czy nie wystarczy nam to co mamy, zanim zabijemy kolejne zwierzę, zastanowimy się, czy nie możemy zjeść rośliny. Mniej cierpienia. Mniej chciwości. Mniej pychy.
To co się dzieje na Ziemi to tylko odzwierciedlenie tego, co jest w naszych sercach. Jeśli na Ziemi jest śmietnik, to tylko dla tego, że w sercach nie ma miłości, wrażliwości, życzliwości. Jesteśmy w historii o ciągłym zaspokajaniu siebie. Zapychamy dziurę, która nigdy się nie nasyca. Bo to nie tędy droga.
Żeby nakarmić Ziemię, musimy najpierw nakarmić siebie. Nie czym innym tylko miłością.
Inaczej ona razem z nami umrze z niedożywienia.