Gdy boję się zapuścić w nieznane, w Swoją dzikość, w dzikość Relacji, w dzikość Innych, to czuję to w ciele, dosłownie jakby czyjeś dłonie oplatały moje serce jak bluszcz i je ściskały. Wtedy brakuje światła, tlenu, życia. Powstrzymywanie przed doświadczaniem pełni, poczuciem bardziej. Życie w strachu jest dla mnie jak życie w klatce, w kokonie, z którego nie można przejść do następnego etapu. Strach chroni przed niebezpieczeństwem, ale często tym niebezpieczeństwem może być samo życie.
Głęboki ból może stać się naszym rytuałem przejścia. Nie jednym. Aby serce się otwierało potrzebujemy ich cyklicznie, by coś mogło się dopełniać i otwierać się na nowe - wraz z Ziemią zataczać kolejne koło.
Lęk przed bliskością, przed odrzuceniem, przed porzuceniem, przed samotnością, przed byciem nieważnym, słabym. Boimy się, że nasze potrzeby nie będą zaspokojone. I mogą nie być w tej konkretnej relacji, ale żyjemy w sieci życia obfitej w połączenia z wieloma Istotami, ze Sobą, z Ziemią, z Absolutem. Odnajdywanie tych połączeń, które są jak głęboko zapuszczone korzenie, i ich pielęgnowanie przywracają wewnętrzną równowagę, dają poczucie bezpieczeństwa i pozwalają żyć bardziej i czuć więcej. Bo w sieci życia zawsze jesteśmy wspierani. Silne centrum się przypatruje jak wiatr hula w gałęziach, jak oblewane są słońcem, deszczem i mrożone szronem.
Połączenia podtrzymują otwarte serce, które może się zamykać i rozkwitać na nowo odnajdując nowe pokłady swojej pojemności w esencji cykliczności. Im więcej miejsca na ból, tym więcej na współczucie.
Bo tylko przez czucie na nowo połączymy się z Ziemią.