Świat się znowu rozpędza. Ludzie w galeriach handlowych krzątają się jak w ulu. Na ulicach korki. Telefon dzwoni coraz częściej. A ja tęsknię za ciszą, bezruchem, byciem.
Im bardziej wszystko się rozkręca, tym bardziej tęsknię. Sprawdzam, jakie działania chce wpuścić w swoje ciało i jaką ilość. Wszystkiego wydaje się za dużo, za szybko, za głośno. Tęsknię za ciszą.
Niby normalność, ale nie do końca ta co była przedtem. Świat mimo, że się rozkręca, to oglądam jakby za szybą, w zwolnionym tempie. Czy to dlatego, że jest mi do niego tak daleko? A może bezpieczniej siedzieć na brzegu i się przyglądać niż wejść do tego rwącego strumienia i płynąć z nurtem? Jest inaczej. Ta inność mnie zachwyca, bo wolę siedzieć na brzegu i patrzeć. Czasem się w świecie zanurzyć, ale tylko taką głębokość na jaką mam ochotę.
Marzy mi się wolniejszy świat. Świat, w którym będzie można siedzieć więcej na Słońcu niż przed ekranem laptopów. Świat, w którym mamy czas do syta najeść się oczami zielenią. Świat, w którym ludziom bardziej zależy na innych istotach. Świat, w którym ludzie po prostu są, a nie robią.
W końcu zauważam, ile mam w sobie ciszy. Może dlatego wszystko wydaje się takie głośne, a z drugiej strony też soczyste i wyraźniejsze? Ta cisza płynie w dół i w górę z każdym oddechem. To cisza niekończącej się przestrzeni możliwości. Cisza Wielkiej Tajemnicy.
To cisza, która słyszy.