Chcąc uciec od bólu, obieramy przeciwstawny kierunek, licząc że to rozwiąże problem czucia bólu. Ludzie uciekają od rany „odrzucenia” - „unieważnienia”, bólu smutku, bólu rozczarowania, bólu wściekłości, bólu choroby, bólu lęku, bólu samotności, bólu PUSTKI… Nawet w rozwój osobisty można uciec, co zrobiło się zresztą dość popularne ostatnio, a w jego świecie idziemy w „mądrą” komunikację bez przemocy, rozpoznawanie swoich emocji i potrzeb – analizy i „rozkminy” umysłów, różne techniki motywacyjne, relaksację, jogę, treningi uważności etc… podejmujemy często nawet duchowe praktyki… żeby tylko doświadczyć ulgi, spokoju i radości, która będzie trwać. Z nieuświadomioną intencją – nie czuć w końcu cierpienia. A ono jest, i jest tak samo ekstatycznym doświadczeniem jak sama radość. Od cierpienia nie można uciec… w radość, bo brak cierpienia nie oznacza radości, tak jak brak długów – bogactwa.
Zamykając się przed „wrogiem” nie wpuszczamy też przyjaciela...
A uczucia to jedno a Ja to Ja. Mogę je mieć i czuć… bez uzasadnień i tłumaczeń.
Nasuwa się więc pytanie – co zatem robić? Co jest naprawdę rozwiązaniem? Co sprawi, że będę radosny - szczęśliwy? NIC. Obserwacja odczuć bez interpretacji, oceny czy „dobre czy złe” i intencji ich zmiany, bez analiz ”skąd i po co”, niemalże w zupełnej ciszy umysłu… w chwili obecnej… jako skutek uboczny świadomości nastąpi dojrzenie, transformacja i zmiana. Zatrzymaj się na chwile, zostań sam, nic nie rób… Co się zaczyna pojawiać gdy nic nie robisz? Gdy nie masz rezultatów? Gdy nikt cię nie podziwia? Gdy jest nuda? Gdy jesteś sam? Gdy nie wiesz? Obserwuj narastające odczucia, bądź z nimi, witaj je… czasem pośród łez… a zobaczysz jak przemieniają się… a Ty odkrywasz Kim Jesteś. I już do niczego nie dążysz. Nie ma Nic i jest Wszystko.