LifeFree.pl

DZIKOŚĆ W SERCU

Ponoć gdy uczeń jest gotowy pojawia się Mistrz. Nie wiem czy ja gotowa jestem, pewnie bywam, skoro przyszedł. Najczęściej oczywiście pojawia się nieoczekiwanie i nie taki jakiego mogłabym się spodziewać…
DZIKOŚĆ W SERCU
DZIKOŚĆ W SERCU

     Ponoć gdy uczeń jest gotowy pojawia się Mistrz. Nie wiem czy ja gotowa jestem, pewnie bywam, skoro przyszedł. Najczęściej oczywiście pojawia się nieoczekiwanie i nie taki jakiego mogłabym się spodziewać… np. sędziwego starca z siwą brodą, czy starszej mądrej kobiety, która niejedno już widziała i niejednego doświadczyła. Tym razem była to sarna i to całkiem młoda, taka która dopiero zaczęła swe życie.

     Przyszła na podwórze do mojej sąsiadki, która zaraz zadzwoniła do mnie. Usłyszałam tylko - „Ania ona ma zmiażdżoną nogę, nie wiem jak jej pomóc” Pędzę , patrzę, myślę - „Cholera nic z tego nie będzie, nogi zadniej praktycznie brak, wiszą tylko jakieś strzępy, które kiedyś nią były. Jest straszny upał, trzeba ją gdzieś schować do cienia, pewnie jest spragniona, nie wiemy kiedy to się stało. Zawozimy ją do mnie do stajni , przynajmniej trochę chłodniej. Dzwonię do weterynarza od dzikich zwierząt. Jestem przekonana , że przyjedzie tylko po to by skrócić jej cierpienie. Przyjeżdża przygląda się i mówi, że możemy amputować , wtedy zobaczymy, może się uda. Dość ryzykowne , bo sarny są bardzo płochliwe i często sam stres może je zabić. Nie mamy nic do stracenia. W naprędce szykuję stół operacyjny , czyli kawał grubej folii i wiaderko z ciepłą wodą. Oszczędzę wam opisu operacji, jednak nic przyjemnego… Jakoś udaje mi się nie pacnąć podczas zabiegu na pacjenta, co mi się już zdarzało kiedyś. Już po wszystkim zaglądam często do stajni, żeby zobaczyć jak pacjent się czuje. Po dwóch godzinach , oczom nie wierzę, stoi i pije wodę z wiaderka. Cóż za wola życia. Wlepia we mnie te swoje brązowe oczyska, trochę w nich strachu, a trochę ciekawości. Następnego dnia wcina trawę i liście z buraków, nawet te podawane z ręki. Daje się dotknąć , pogłaskać. I kolejne „wow” na to. Przecież to jednak dzikie zwierzę, szybko się dostosowała. Decydujące są następne dni. Przeżyła więc zasadniczo sukces, rana się goi, sarna wcina trawę i liście. Coraz bardziej ufna. Co teraz ? Ona potrzebuje stada, najlepiej towarzystwa innych saren. Na szczęście blisko jest Ośrodek Rehabilitacji Dzikich Zwierząt. Tam poznaję Człowieka o wielkim sercu. Patrzę jak reagują na niego zwierzęta w ośrodku, są ufne i wręcz lgną do niego. Nasza podopieczna trafia tam do małej zagrody jak wydobrzeje zbuduje jej się wybieg. Niestety resztę życia spędzi w niewoli , nie ma szans na życie w naturze, ma przecież tylko trzy nogi i tak ma wielkie szczęście ,że przeżyła. Ona okazuje się Nim. Młody koziołek bada teren, kolejny raz szybko się aklimatyzuje.

Jestem w kontakcie z Człowiekiem o wielkim sercu. Dzwonię czasami i pytam. Rana się zagoiła. Młody wcina marchewki i trawę. Porusza się zadziwiająco sprawnie. Któregoś dnia dostaję tel- Ania, on powinien sobie poradzić na wolności, jest szybki, biega, skacze jak zdrowa sarna” Oczy w słup… No ale jak on sobie poradzi, są myśliwi i psy biegające po okolicy… Uspokaja mnie, myśliwi nie polują na tym terenie, taki układ, a psów też raczej nie ma. Myślę, czy wolałabym spędzić całe życie w niewoli ale bezpiecznie czy na wolności i z tysiącem niewiadomych… ? Dobra , niech sam zadecyduje. Jadę do ośrodka. Patrzę w te oczyska, a one jakby wiedziały… Nie podchodzę bliżej, jak ma być dziki to niech będzie. On też się nie kwapi do bliższego kontaktu. Otwieramy furtkę i zostawiamy go z decyzją. Sam ją podejmie. Tu ma bezpieczeństwo, jedzenie wodę, teoretycznie wszystko czego potrzeba by żyć. Tam ma nieznane ,dzikie, niewiadome. Zgadnijcie co wybrał...Przez kilka dni wracał, jakby sprawdzał czy może. Ostatecznie wybrał wolność. Człowiek o wielkim sercu widział go po kilku dniach gdzieś w lesie, miał się dobrze.

Łza mi się w oku kręci i sama nie wiem czy ze wzruszenia czy z tęsknoty jakiejś.

Dziękuję nauczycielu. Jak to było? Dzięki tobie dowiedziałam się o sobie ,że niemożliwe może stać się możliwe, że warto czasem poprosić o pomoc i z wdzięcznością przyjąć, że czasem potrzebuję się przystosować jak nie mogę zmienić tego co jest poza mną i że to wszystko jest wyborem, a nie koniecznością, aż wreszcie ,że tam gdzieś w głębi mam poczucie wolności, dzikości którego nikt nie może mi zabrać i ,że to też jest mój wybór.

Ludzie

Anna Stasiak

Anna Stasiak

Trener
Całe moje życie związałam z końmi. Z wykształcenia jestem zootechnikiem. Ponad dwadzieścia lat pracowałam jako jeździec wyścigowy biorąc udział w gonitwach i przygotowując konie do wyścigów. Obecnie mieszkam na wsi, mam 5 swoich koni.

Komentarze

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za wypowiedzi internautów opublikowane na stronach serwisu oraz zastrzega sobie prawo do redagowania, skracania bądź usuwania komentarzy zawierających treścia zabronione przez prawo, uznawane za obraźliwe lub naruszające zasady współżycia społecznego.

Warto przeczytać

Joga a Życie: O miłości do ego

Joga a Życie: O miłości do ego

Inspiracje
poniedziałek, 09 maja 2022, 19:58
Porzucanie ego, a raczej mówienie o tym, jest bardzo modne na ścieżce rozwoju duchowego. Co z tym ego nie tak, że ciągle mówimy o wychodzeniu poza nie.
Joga a Życie: O grawitacji, balansowaniu i zaufaniu do siebie

Joga a Życie: O grawitacji, balansowaniu i zaufaniu do siebie

Inspiracje
poniedziałek, 04 kwietnia 2022, 18:53
Kiedy zamykam oczy w Pozycji Góry to czuję, że ciało cały czas pracuje. Odpycham się nogami od podłoża, żeby nie upaść. Napinam mięśnie brzucha, pleców i pośladków, żeby utrzymać stabilną pozycję stojącą.

Zobacz również