Bez popadania w skrajności. Zawsze jest przecież ten wybór: zakasać rękawy, albo i nie. Zabrać głos, albo i nie, wyjść ze sobą, albo i nie. Wyjść z tematem innej osoby, albo i nie. Wziąć się do roboty/zainterweniować, lub odpuścić i obserwować.
Częściej czułam, że muszę, że powinnam, że to do mnie należy, że oczekują tego inni, że sama od siebie tego wymagam, że tak wypada, tak trzeba, dobrze by było, tak się robi.
Sprowadziło mnie to na manowce niezliczone ilości razy.
Aktualnie mam ochotę eksperymentować z drugą stroną medalu. Czekać. Mam czas. Nawet sporo go mam. Czasu to mam akurat obfitość, pochodzę z rodziny długowiecznej i wydaje mi się, że jestem ostatnio bogata w czas. A jak mawia moja Mama – Kto zabroni bogatemu oszczędzać?
Dobrze by było mieć strategię. Strateg kojarzy nam się z szachami albo zimnokrwistym szeregowaniem wojsk na flankach. Z wyrachowaniem. Strategią, czasem najbardziej adekwatną, może być również Niedziałanie. Celowo z dużej litery. Zaskoczenie. Z dalekosiężnym celem. Do Niedziałania również potrzeba odwagi i determinacji. Niedziałanie jest podejściem pod prąd w korporacyjnym kociokwiku. Ale nie wiem, jak to się dzieje, coraz częściej przytrafia się mi, że sprawy „rozwiązują się same” w ciągu około 45 minut. Nie dziwi mnie już, ale raczej ciągle zaskakuje i uśmiecham się do tego.
Dopuścić do głosu intuicję.
Czasem trzeba podjąć działanie natychmiast, reakcja jest niezbędna, a czasem będzie to tylko spalanie się, zupełnie niepotrzebne generowanie akcji dla samej aktywności, a nie tworzenie przestrzeni, w której może wydarzyć się „coś”.