Przez kilka miesięcy dojrzewałam do tego, aby pojawić się właśnie „tutaj”, na tym portalu. Dni mijały, a ja ciągle miałam pustkę w głowie. Szukałam tematu, którym mogłabym podzielić się z Wami, czyli czytelnikami, ale też tematu, który idealnie wpasowałby się w ramy portalu.
Niestety nie pojawiało się nic. W głowie chaos i strach, że jednak poddam się zanim zacznę. Ten strach tak bardzo mnie paraliżował, że nawet nie potrafiłam otworzyć laptopa, by „skrobnąć” kilka zdań. „To niemożliwe” - mówiłam sama do siebie i biłam się w pierś, próbując odpowiedzieć na pytanie dlaczego nie potrafię nic napisać. Chcąc, nie chcąc, pisanie powinno przychodzić mi naturalne, bo przecież jestem z wykształcenia dziennikarzem.
Przez klika lat pracowałam w mediach i kochałam to, co robiłam. To było moje życie. Każdy dzień przynosił nowy temat. Z zaciekawieniem sięgałam do źródeł. Próbowałam poznać ognisko problemu i go rozwiązać. Uwielbiałam rozmawiać z ludźmi. Słuchałam ich uważnie i nigdy nie odmawiałam pomocy. Nie umiałam postępować inaczej, bo tak mnie nauczono. Z czasem całe swoje życie podporządkowałam pracy. Była ona ze mną w dzień i w nocy. Na dźwięk sygnału w telefonie potrafiłam zerwać się o północy i gnać przed siebie, bo gdzieś tam „rodził się” temat na ciekawy materiał. Nie było łatwo. Były łzy, pretensje z różnych stron oraz satysfakcja. Satysfakcja z tego, że ktoś właśnie czyta mój artykuł, że ktoś gratuluje pomysłu lub radość z tego, że dało się nagłośnić sprawę i tym samy pomóc komuś, kto tej pomocy potrzebował. Mijały dni, tygodnie, miesiące a ja czułam, że się wypalam. Byłam zmęczona, przygnębiona i znudzona. Brakowało mi „czegoś”… przysłowiowego kopniaka, który niestety nie przychodził. W zamian przyszły problemy ze zdrowiem. Szpital, nietrafne diagnozy i wielki strach… wreszcie przyszedł czas, by powiedzieć „stop”.
Zatrzymać się na chwilę i pomyśleć co tak naprawdę w życiu jest ważne. Było to bardzo trudne, chyba jedna z trudniejszych decyzji w moim życiu (z wyjątkiem małżeństwa i rodzicielstwa). Decyzja szybko nie została podjęta. Mijały kolejne miesiące, aż wreszcie dojrzałam (tak jak w przypadku tego tekstu), żeby wybrać to, co najlepsze dla mnie, mojego zdrowia i mojej rodziny. Rzuciłam pracę, którą kochałam… były łzy… jednak dziś czuję, że żyję. Mam czas dla dziecka, męża i pasji, które wciąż rozwijam. Mam czas na poznawanie nowych ludzi, zdobywanie nowych doświadczeń i wreszcie mam czas na kreowanie każdego dnia mojego życia. Jedna decyzja a mój mały świat zmienił się o 180 stopni… Chyba jestem szczęśliwa.