Trąbią naokoło, że sobą trzeba być, pasje odnajdywać, rozwijać się żeby szczęśliwiej mieć.
A prawda jest taka i stara jak świat, że to wszystko gwarancji nie daje ... nie mówi, że jak to już osiągniesz to dobrze będziesz mieć, kryzysów nie będzie, że teraz to już tylko to łatwo, miło i przyjemnie. Sielsko i anielsko. To może tylko rozczarowanie przynieść ... że „ejj ... no przecież obiecałeś, że jak tam dojdę to znajdę tam szczęście...?!” Ot co.
Prawda też taka, że jak nad sobą zaczynasz pracować tak porządnie ... to trudniej coraz się robi. To pod ten szczyt droga bardziej stroma jakoś, butki zbyt słabe, krótka za cienka, wody brakuje ... i czujności już więcej trzeba zachować. I nie to wcale się osiąga, że spokój i ustatkowanie teraz już będzie. Nie będzie, bo przyjdą kolejne wyzwania i za tą górą co się na nią wdrapałeś to już następna czeka, której byś nie zauważył ... gdybyś nie wszedł na tą, na której już jesteś.
Bo życie z wyzwań się składa. Krok po kroku. Po kroku krok. Ze stawiania tych kroków się składa. Z doświadczania tych kolejnych gór pod stopami. Z mierzenia się ze sobą ... z tym „dam radę czy nie”.
Wiesz co tak naprawdę zyskujesz? Siebie.
W rozwoju, który idzie w dobrą stronę to prawdziwy kontakt ze sobą zyskujesz. Swoje możliwości poznajesz. Szybciej się podniesiesz jak upadniesz i wiedzieć już będziesz po co upadłeś. I masz ochotę na więcej, pełniej i fajniej ... w swoim życiu. A nie na to, że jak się rozwinę to „już będzie dobrze” bo to ... już jest dobrze. Tak jak jest. Może być tylko ... ciekawiej.