Czym z medycznego punktu widzenia są te zaburzenia, ten kto je ma wie, a kto ich nie nie ma łatwo odnajdzie „mądre” opisy w sieci i literaturze. Postępowanie jest zależne od aktualnego zaawansowania objawu głównego i innych towarzyszących objawów somatycznych i psychicznych.
U niektórych z tych osób, o ile trafią do specjalisty, diagnozuje się zaburzenia osobowości, w „białych rękawiczkach” nadając im tym samym etykietę i wyrok.. Raczej bez wyjaśnień, o co chodzi, czym to jest. A najczęściej jest to po prostu „taki kolor osobowości” lub „trudny charakter”.
W sieci spotkałam się w kilku miejscach, z określeniem, że „takie osoby powinno się znakować”, że to „beznadziejne przypadki”, które rujnują swoje i innych życie. Opinie… Oceny… Stygmatyzacja. Więc lepiej ukrywać. Przepis na „piekło” gotowy. Doświadczyłam, że jest wyjście z klatki, że jest inaczej, że można pokochać „toczącego robala”, i zobaczyć w nim niepowtarzalnego motyla, że można BYĆ, mieć szczęśliwy związek i rodzinę. Że w końcu można BYĆ, szczęśliwym samemu ze sobą. Czuć i ufać sobie.
Biorąc pod uwagę holistyczne ujecie człowieka, widzę to jako potężna identyfikację osoby (Ja) ze swoim ciałem, myślami i emocjami – brak samoświadomości i zaburzony obraz siebie. Olbrzymią trudność w przyjmowaniu, trawieniu i „wydalaniu” emocji, opatrzone nieustającym lękiem przed utratą kontroli, błędem i porażką, które są jedyną motywacją do czegokolwiek. Trudność w określaniu własnych granic lub nawet ich brak. Często towarzyszy temu perfekcjonizm, życie ze skrajnie wysokimi wymaganiami względem siebie i innych, przynajmniej do czasu. Serce uwięzione w stworzonej przez własny umysł klatce. Gdzie własne myśli stają się wrogiem i robalem, niezwykle agresywnym. I co znamienne, osoby te miały zazwyczaj mega troskliwych i kochających rodziców (kontrolujących). Objawy są jednak drogowskazem, sprzymierzeńcem… a gotowych „wyjść z klatki” mogą doprowadzić i pokazać czego im jako dzieciom zabrakło a czego było za dużo. I z perspektywy „tu i teraz” - Ja dorosłego, dają możliwość odnalezienia siebie smutnego, bezsilnego, zranionego, wystraszonego, pustego… a tym samym powstaje przestrzeń by zaopiekować się sobą… przytulić siebie ze wszystkimi emocjami bez oceny ich zasadności… przebaczyć sobie i innym. I w „tu i teraz” „zostawić” to co było i co będzie, a zamiast tego otworzyć się na to co przychodzi, co jest możliwe i ofiarowane.
Rana „nieistnienia”, „unieważnienia” powstała, gdzieś w dzieciństwie. Zaistniała i można ją wykorzystać do pogrążenia i dalszego sabotowania siebie, lub jako osoba dorosła, zająć się sobą, zaopiekować swoim wewnętrznym dzieckiem i pozwolić mu dorosnąć, tak teraz jesteś dorosły i możesz się o siebie zatroszczyć. Już nie jesteś bezsilny, nieporadny, zdany na innych. Ale teraz możesz wziąć odpowiedzialność za swoje życie i uczucia… ściągać maski identyfikacji z myślami, emocjami, rolami i innymi wyobrażeniami o sobie i innych… czasem poddając w wątpliwość
i zostawiając za sobą, wszystko co wiedziałeś i w co „wierzyłeś”, nareszcie odkrywać kim jesteś, cieszyć się tym, rozumiejąc, że jako dziecko nie miałeś kontroli nad tym co się działo wokół i że jej nigdy mieć nie będziesz… w końcu poznać, że JEST Najwyższy, „który współdziała we wszystkim dla Twojego dobra”, że Jesteś Dzieckiem Najwyższego, Dzieckiem Króla i masz pełne prawo BYĆ, masz pełny dostęp do Jego Królestwa. A w „tu i teraz”, które jedynie JEST naprawdę nic zewnętrznego już cię nie określa.
W Pracowni Droga Do Domu zaistniała przestrzeń wsparcia i rozwoju dla osób z zaburzeniami odżywiania:
Wydarzenie: Grupa empatii dla osób z zaburzeniami odżywiania.