Jakiś czas temu miałam okazję rozmawiać ze znajomym, właścicielem firmy, który skarżył się, że na nic nie ma czasu, a stres ogólnie związany z „życiem” go wypala. Pojawił się też wątek samotności, bo bliskość z drugą osobą, też musi poczekać. Dzielił się również swoimi poszukiwaniami „sposobu” na odprężenie, zatrzymanie w całym tym własnym pędzie oraz odkryciem floatingu, zachwytem jak i zarówno rozczarowaniem. Flotaing jest, powiedziałabym doświadczeniem głębokiej relaksacji, kiedy to ciało jest zanurzone w wodzie z solą Epson, dzięki której „pokonuje” się prawo ciężkości, osoba jest zamknięta w specjalnej komorze i pozbawiona wszystkich możliwych bodźców, m. in światła, dźwięków… Nie wiem, nie korzystałam, ale w jego opisie było to „wow”, „koniecznie musisz spróbować” i „rewelacja”. Odparłam, że ”jakoś nie mam parcia”, choć doświadczenie mogłoby być ciekawe… Stan relaksacji po sesji trwał dwa dni… po czym nastąpił „upadek na mordę”. I rozgoryczenie, że znów jest w punkcie wyjścia – stres i monotonia. Że nic się nie zmieniło.
Bo nie mogło się zmienić. Czegoś zabrakło. Czegoś najistotniejszego.
Różne, czasem „wyszukane” sposoby radzenia sobie ze stresem, monotonią (heh...”życiem”) są przez nas wykorzystywane, najczęściej jednak stosowane doraźnie nic nie zmieniają na dłużej w sytuacji klienta. Stanowią one cywilizacyjny „szybki, łatwy lek”, który czasem na jakiś czas zmniejsza objaw, ale nie rozwiązuje problemu… braku przemieniającej uważności… staje się ucieczką od „martwoty” i może ewentualnie uzależnić (z czasem dawka i jakość musi wzrastać), stając się groźnym „narkotykiem”. Bo tak naprawdę wszystko czego potrzebujemy to BYĆ w kontakcie z tym co JEST w danej chwili. To uważna Obecność. Cóż, nie owijając w bawełnę, główna przyczyną takich „ucieczek” jest lęk przed konfrontacją z prawdą chwili obecnej a wyobrażeniami o niej i tym wszystkim, co to „zetknięcie” przynosi… to już jednak zupełnie inny temat i odrębny tekst.
Współczesne pokolenia, są nauczone szybkich i łatwych rozwiązań, oczywiście najlepiej od razu skutecznych. Najlepiej nie wymagających głębszego zaangażowania, wysiłku… i czasu. Recepta, lek, aplikacja… i dalej do wyścigu szczurów. Pisałam już kiedyś o obsesji dążenia i pożądania od tego co jest - do wyobrażeń jakie coś powinno być (artykuł na ten temat).
Ludzie mają trudność z komunikacją, odpoczynkiem, z życiem. Niemalże zatracili umiejętność dziecięcej zabawy, beztroski, podążania za chwilą. Zachwiane jest zaufanie do siebie, tym samym do innych ludzi i świata. Cóż słyszeliśmy tyle razy: „nie bądź jak dziecko”, „dorośnij”,, nie ma jasności co do potocznego znaczenia „dorosłości” a jedynie następuje przekazanie własnego wyobrażenia o „człowieku dorosłym”, odpowiedzialnym do „granic”, zaradnym, twórczym i wiele innych. Raczej nikt nie pielęgnował w nas świadomie uważności. A uważam, że to jej najczęściej brakuje. Ona stwarza nam „oazę i pustynię w środku miasta”, pozwala na doświadczanie całej gamy odczuć, a jednocześnie praktykowana pozwala być niejako obok tego wszystkiego, co zwie się stresem i monotonią. Nie następuje identyfikacja z myślami, emocjami i wypalające podążanie za nimi. Zostaje tylko zaciekawienie i otwartość na to co się dzieje w chwili obecnej. Na rzeczywistość. Na życie. Na Prawdę. Jest obserwacja, a działanie z niej wypływa jako „flow”.
Uważność jest świadomym doświadczaniem tego, co widzimy, słyszymy, czujemy, robimy w chwili obecnej. Jest obserwacją rzeczywistości w danej chwili z perspektywy widza - obserwatora. Są to te momenty, kiedy wykonujesz „ruch dla samego ruchu”, obserwujesz swoje myśli, emocje, zachowania i masz doświadczenie, że one niejako „przepływają” przez Ciebie, jak chmury po niebie, które obserwujesz. Inną bliską mi metaforą jest kamień na dnie strumienia – Ty jesteś kamieniem, który obserwuje to co płynie po powierzchni wody, czasem liście, patyki…
Mindfulness to nie jest żadna wyjątkowa ideologia, to po prostu zatrzymanie się, w celu dostrzeżenia tego wszystkiego, co związane jest z naszym życiem. Niby tak zwyczajne, a niestety tak rzadkie we współczesnym, zaganianym świecie, w którym „wszystko pędzi”, a motywatorem działań człowieka jest cel i dążenie do niego. W uważności nie ma celu i dążenia, jest za to doświadczanie tego co jest – po prostu życia.